maj 1Maj – moja edukacja.

I Maj. Każdy chce go nieść na sztandarach. Każdy chce z nim zaczynać. Mieć jego siłę, bujność i moc.

Stoję na podwórku przed szkołą, a oni już pojechali na pochód pierwszomajowy do miasteczka. Jeszcze przed chwilą biegałam wokół wozów, które stały tutaj. Podskakiwałam raz na jednej, raz na drugiej nodze, wciskając wszędzie swój wścibski nos.


Oglądałam dechy furmanek odświętnie oskrobane z gnoju. Woźniców na kozłach a z tyłu na ławkach, dziewczyny w białych bluzkach i plisowanych spódniczkach z włosami zarzuconymi na plecy, jak mocne słomiane powrósła. I chłopców w koszulach Julka Słowackiego ze szkolnego portretu. Ci są poważni, bo trzymają w rękach drzewce flag i nierozwiniętych jeszcze transparentów.

Konie rżą z cicha, grzebiąc kopytami. Ruszyli, a ja zostałam sama.
Popędziłam do klasy. Z zawieszonego na ścianie głośnika, w marszowym tempie płynęły słowa piosenek o Warszawie. Entuzjastyczny głos sprawozdawcy wyliczał tych, którzy właśnie przeszli przed trybuną honorową, kończąc okrzykiem „Niech żyje robotnicze święto! ”.
Rozbrzmiewały i te okrzyki, i oklaski. Spiker piał, opisując postacie, uśmiechnięte twarze i mnie udzieliło się jego radosne podniecenie.
Z ogrodu dochodziły zapachy kwitnących narcyzów i bzów. Wieś zatonęła w rozgrzanej ciszy.
Pierwszy maja, radosne święto wiosny, żadnej dwuznaczności .
II
A więc maj, a my jak co roku stroimy figurę. Stoi za wsią, przy drodze do miasteczka.
Do jej korony wiążemy rypsowe, kolorowe wstążki łopoczące na wiosennym wietrze. Ich końce mocujemy do drewnianego płotka. Ten wyznacza poświęconą przestrzeń, która nocą pachnie słodko maciejką.
Matka Boska stoi między dwoma potężnymi dębami, jak wzięta w ramiona.
Nadchodzi czas majowych nabożeństw.
Codziennie przed wieczorem, kiedy wieś cichnie, zbieramy się tutaj, kobiety i my smarkacze ze starszych klas podstawówki.
Śpiewamy pieśni maryjne i kończymy litanią loretańską.
Wieżo Dawidowa,
Wieżo z kości słoniowej ,
Domie złoty,
Arko przymierza……
Nasze głosy monotonne, przypominające beczenie kóz, unoszą się nad polami.
Wracamy długo, już zapada zmrok. Dobieramy się w pary, chichoczemy i szepczemy, dotykając niby niechcący ramionami. Samotni wloką się na końcu, ale nawet oni czują smak ciepłego wieczoru.
Budzą się w nas uczucia, których nie potrafimy nazwać, ale których nadejście przeczuwamy.
Anna Marek

Joomla Template - by Joomlage.com