Nowe życie

Telefon zadzwonił raz i jeszcze raz i jeszcze, po chwili ucichł. W mieszkaniu panowała cisza i półmrok. Opuszczone żaluzje nie pozwalały się wedrzeć do wnętrza porannemu światłu.

Klucz zachrobotał w zamku i wypadł na podłogę. Po chwili pchnięte leciutko drzwi otwarły się i mężczyzna wszedł do środka. Na palcach podszedł do tapczanu, nie dotykając niczego po drodze. Leżała na brzuchu, spod kołdry wystawały stopy z polakierowanymi na różowo paznokciami. Głowa była zanurzona w poduszce, na której rozsypały się jej siwe włosy. Wokół panował idealny porządek i tylko to ciało starej kobiety w rozrzuconej pościeli. Wiedział, że nazywała się Ada Słodowicz. Wrócił do przedpokoju, na podłodze postawił brudny plecak i dwie papierowe torby, zdjął ubłocone adidasy. Wszedł do łazienki i zaczął napuszczać do wanny ciepłą wodę.

To będzie pierwsza kąpiel od przeszło dwóch lat. Przeszedł do kuchni, włączył gaz i postawił na nim czajnik, a do wyszczerbionego, porcelanowego imbryka wsypał herbatę. Poruszał się po mieszkaniu bezszelestnie, nie chciał jej przeszkadzać, chociaż nie można już było jej obudzić. Myślał o niej z czułością i szacunkiem.

- Będę jej zawdzięczał, o ile mój plan się powiedzie, moje nowe życie.

Nie przypominam sobie kogoś podobnego do tego mężczyzny, a zresztą mniejsza o to. Stało się tak, jak to sobie czasem wyobrażałam. Śmierć we śnie, cudowne. Ja sama i zamknięte drzwi i co dalej ? Obyło się bez ich wyważania, on ma zręczne ręce i jest chyba delikatny.

Zanim zagotowała się woda obejrzał z uwagą mieszkanie. Trochę staroświeckie, ale panował w nim miły nastrój, pasowało do niej. Obrazy na ścianach, szafki, serwantki, duży stół i wygodne fotele. Znał ją trochę, już od pewnego czasu przyglądał się jej życiu.

Urocza staruszka, uśmiechnięta, życzliwa wszystkim. Przesiadywała na skwerku przed swoją kamienicą, karmiła ptaki, rozmawiała z małymi dziećmi i ich opiekunkami. Czasami pomagał wnieść jej zakupy na trzecie piętro.

Wydaje mi się, że już go gdzieś spotkałam, ale nie jestem pewna. Moje myśli są moje, ale równocześnie znajduję wśród nich cudze sformułowania, przenikają do nich zdarzenia z obcego życia. To daje złudzenie snu. Ja sama pozbawiona materii, konturu, granicy między mną a tym co na zewnątrz, tracę wyrazistość i swój charakter. To nowe dla mnie doświadczenie i nie wiem, gdzie mnie zaprowadzi.

Niedawno zauważył, że nagle się postarzała. Bezbronnie pochylone plecy, nieobecne spojrzenie i przesuwanie stóp po chodniku, szuranie, a równocześnie usta pomalowane czerwoną kredką i dziwaczne wzorzyste suknie sprzed pół wieku. Teraz codziennie przychodził na skwerek, nie chciał niczego przegapić. Wiedział też o niej coraz więcej, chociażby to, że była samotna, no i znał numer jej telefonu.

Zadziwiający był wokół mnie ten ptasi świergot, dopiero po chwili zrozumiałam, że tak brzmią ludzkie głosy uwolnione z mojej głowy a może też i innych głów. Latami przechowywane strzępki rozmów dobiegały zewsząd, unosiły się w powietrzu. A wiec o tym mówiliśmy w swoim życiu ?

Wyciągnął z serwantki filiżankę, rozłożył serwetę, wykąpany i ogolony, przebrany w czyste porządne rzeczy, które przyniósł z sobą, nie przypominał bezdomnego. Pijąc z przyjemnością świeżo zaparzoną herbatę przeglądał pozostawione przez nią dokumenty. Nie było tego dużo, a on musiał poznać najważniejsze fakty z jej życia. Zauważył, że pozbywała się wspomnień, zacierała ślady, czemu ?

- Czyżbyśmy byli w tym podobni i sami układali swoją przeszłość ?

Powoli uwalniam się od balastu wspomnień, który zatrzymywał mnie tu nad ziemią. W życiu zadawałam sobie tyle trudu, żeby zapomnieć, wyrzucić to co boli, a teraz wspomnienia uchodzą ze mnie, wypływają. Czuję się wolna i niczym nieograniczona.

- Czas poddać próbie moją nową tożsamość.

Wyświeżony, przebrany, usiadł wygodnie w fotelu, uniósł słuchawkę telefonu i po chwili popłynął jego spokojny, niski głos.

- Pogotowie Ratunkowe ? Proszę przyjechać pod adres Józefa 47.
- Nie wiem, właśnie zjawiłem się niedawno wezwany listem cioci, skarżyła się na coraz gorsze samopoczucie.
- O tak, miała prawie dziewięćdziesiąt lat.
- Mówię tak, bo wydaje mi się, że nie żyje. Drzwi nie były zamknięte, może czekała na pomoc.
- Kogo jeszcze powinienem powiadomić ?
- Była samotna, nie miała innej rodziny.

Swoje rzeczy przepakował do skórzanej walizki, którą znalazł na pawlaczu, plecak i papierowe torby wyrzucił do śmieci. Usiadł przy stole i czekał. Lekarz, który zjawił się po dobrej chwili, stwierdził zgon, zabrano ciało i został sam. Po chwili zapukała sąsiadka, pytała o panią Adę. Szczerze zasmuciła się jej śmiercią. Złożyła mu wyrazy współczucia, jako osobie najbliższej, tak to właśnie sformułowała, zmarłej i ofiarowała swoją pomoc. Wracał w utarte koleiny, nikt go nawet nie spytał o nazwisko. Jego obecność tutaj była naturalna i usprawiedliwiona okolicznościami.

Odetchnął, teraz nerwowo przeszukiwał szafki, wreszcie znalazł odrobinę alkoholu, zupełnie przyzwoitą nalewkę z pigwy. Wypił kieliszek. Musiał się uspokoić.

Nocą myślał o tym co go czeka. Bał się, że żyjąc tyle lat na ulicy stracił umiejętność postępowania w zwyczajnych sytuacjach.

O świcie odsłonił okna, światło zalało duży pokój i malutką kuchenkę. Zaparzył mocną kawę, wyciągnął z sekretarzyka szuflady z dokumentami i rozłożył to wszystko na solidnym okrągłym stole.

Po południu już wiedział, jaki był numer emerytury pani Ady i jej ubezpieczenia, widział notarialny akt kupna mieszkania. Znał położenie rodzinnej kwatery na Cmentarzu Rakowickim i sprawdził kwity opłat cmentarnych. Telefonicznie załatwił formalności z wybranym wcześniej Przedsiębiorstwem Pogrzebowym „Styks”. To oni podjęli się uregulowania wszystkich płatności z polisy ubezpieczeniowej, zamówienia mszy żałobnej i pogrzebu. Był wolny .

Pełen podziwu dla porządku, w jakim pani Ada przechowywała potrzebne mu dokumenty, dopiero teraz zauważył, że wśród nich nie znalazł nic osobistego. Najmniejszego karteluszka do lub od niej ze słowami „mój miły”, „kochana”. Rozglądał się po mieszkaniu. Otworzył szafę, przesuwał wieszaki z letnimi sukniami, ciepłymi płaszczami, przekładał puste pudła na kapelusze i dopiero na samym jej dnie znalazł kartonowe pudełko po butach Baty. Zniszczone, obwiązane sznurkiem, ale pełne. Położył na stole, wysypały się zdjęcia, na dnie leżał stary zeszyt w linie - jej pamiętnik.

1 września, w czerwcu skończyłam 14 lat.

To dzień wybuch wojny, nie mamy lekcji i nic się nie dzieje. Mama pozwoliła mi pójść z Lusią, moją serdeczną przyjaciółką do kina Atlantic na „Flipa i Flapa”. Były prawie same dzieci, świetnie się bawiłam.

Dopisek z boku (wojska niemieckie wkroczyły do Krakowa 6 dni potem).

20 stycznia 1940 roku

Mama wyjechała do Lwowa, szuka Stefana, który chciał przez Rumunię przedostać się do naszego wojska. Stefan to jej oczko w głowie, a ślad po nim zaginął. Babka na wieść o jego ucieczce spoliczkowała ją jak małą dziewczynkę i histerycznie krzyczała - Jak mogłaś do tego dopuścić !

Dopisek z boku (17- letni Stefan nie odnalazł się i nigdy i nie natrafiono na jego ślad).

15 kwietnia 1941

Tej nocy na Nadwiślańskiej zjawiła się mama. Jak zawsze elegancka i spokojna. Na uczesanych w loki siwych włosach miała mały kapelusik, a my ? Getto jest już zamknięte. Jak ona przeszła? Chce nas stąd zabrać, straszy tym, co się wkrótce zdarzy. Babka nie wierzy, ciotki jak zwykle uległe zdają się z decyzją na nią. Uciekam z mamą, z nią czuję się bezpieczna. Mamy akty urodzenia i chrztu z małej parafii na Białorusi daleko za wschodnią granicą. Ost-Bahnhof, ruszamy pod Warszawę do Urli, letniskowej miejscowości, tam nas przyjmą. Będę zajmowała się trzylatkiem, a mama będzie pracowała w sklepie swojej przyjaciółki.

Dopisek z boku (ciotki i babkę po likwidacji Getta zamordowano w Auschwitz – Birkenau) i jeszcze jeden (w latach sześćdziesiątych i osiemdziesiątych obie, każda z nas z osobna, odwiedziłyśmy Teresę z Urli w Tel Awiwie, po wojnie zamieszkała w Izraelu i miała tam swoje drzewko).

Odkłada zeszyt, bezwiednie tasuje zdjęcia rozrzucone na stole. Nic mu nie mówią te twarze, te wnętrza. Zamożny, przedwojenny mieszczański dom. Panienka na koniu, malec przy fortepianie, rozbawione towarzystwo na kocu, nad rzeką, filiżanki, talerzyki, owoce, herbata w imbryku. Co jeszcze postanowiła Pani zapomnieć ? Pytał w myślach.

Następnego dnia, już po pogrzebie, późnym wieczorem, usiadł z filiżanką herbaty przy stole, otworzył Jej zeszyt i napisał:

Dzisiaj jest 17 maja 2013 mam pięćdziesiąt sześć lat i na imię Zygmunt. Rozpoczynam nowe życie.


Joomla Template - by Joomlage.com