Maria Haluch-Grądalska 
Ułanka

- Babciu! Dziadku! Jesteśmy! - Kasia, Zuzia i Bartek wyskoczyły z samochodu i rzuciły się dziadkowi na szyję.
- A gdzie babcia? - Kasia rozejrzała się niecierpliwie, bo jak najprędzej chciała wręczyć babci rysunek z wielkim, czerwonym sercem.
- Jak to gdzie ?- dziadek roześmiał się na cały głos – babcia jak zawsze w kuchni. Biega od stołu do pieca, od pieca do kredensu, od kredensu do lodówki i wyczarowuje dla was przeróżne smakołyki.
- Smakołyki! Hura! Smakołyki! - Bartek podskoczył do góry i popędził do kuchni. Za nim pobiegła Kasia. I tylko najmłodsza Zuzia zwiesiła smutno głowę i wsunęła swoją małą rączkę w dużą, silną dłoń dziadka.


Kto jak kto, ale babcia gotowała najlepiej na świecie. Jej nutella z orzechów, miodu i smażonych śliwek zasługiwała na złoty medal, a świeżo upieczone, drożdżowe bułeczki w kształcie serduszek, mogły być podawane nawet na królewskim dworze.
Dzieci rozsiadły się przy stole i pałaszowały, aż im się uszy trzęsły. Uśmiechnięta babcia chodziła od jednego do drugiego i nalewała do kubków kakao.
Tylko Zuzia ani nic nie jadła, ani nic nie mówiła, nawet nie uśmiechała się.
Babcia i dziadek popatrzyli na siebie i cichutko wyszli na ganek.
- Może jest zmęczona, albo chora - zmartwiła się babcia.
- Nie, to nie jest ani zmęczenie, ani choroba. To wielki smutek. Zuzia przeżywa odejście naszej Ułanki – dziadek doskonale rozszyfrował przygnębienie wnuczki.
Ułanka nie była jakimś tam, zwykłym koniem. Była ulubienicą całej rodziny, a zwłaszcza dzieci.
- Spróbuję jej to wszystko wyjaśnić –westchnęła babcia i wróciła do kuchni. Wzięła Zuzię na kolana, przytuliła ją mocno i zaczęła opowiadać;
- Bardzo bardzo daleko, tam gdzie nikt z naszego świata nie może się dostać, jest taka mała bajka, w której żyją małe, jeszcze nieurodzone źrebaczki. Hasają tam po łąkach pełnych soczystej koniczyny, pachnących ziół i soczystej trawy. Kiedy zaczynają dorastać w małej bajce robi im się ciasno. Muszą ją opuścić i szukać większego miejsca do życia. W takiej właśnie małej bajce żyła na początku nasza Ułanka. Pewnego dnia poczuła, że nie może ani podnieść głowy, ani wyprostować nóżek, ani podskoczyć, ani pobiegać. Nie namyślając się długo wyruszyła w podróż. I choć miała wiele dużych bajek do wyboru, spodobała się jej nasza bajka i została u nas na stałe. Była z nami szczęśliwa, a my pokochaliśmy ją mocno. Niestety, niedawno Ułanka zachorowała. W naszej bajce nie było dla niej lekarstwa. Wyruszyła więc w podróż do kolejnej bajki. Bajki, w której konie nigdy nie chorują, a na łąkach zawsze jest zielona trawa, soczysta koniczyna i pachnące zioła.
- Ale tam nie ma nas – szepnęła zasłuchana Zuzia.
- To prawda. Ułanka była z nami bardzo szczęśliwa i na pewno jest nam wszystkim za to wdzięczna. Musimy jednak uszanować jej decyzję przejścia do innej bajki.
Teraz już wszyscy mieli łzy w oczach. Widząc, że za chwilę kuchnię zaleją strumienie łez dziadek klasnął głośno w ręce.
- Koniec mazgajstwa. Ułanka nie byłaby zadowolona widząc wasze smutne miny. Wychodzimy. Popatrzcie jaki mamy dziś słoneczny dzień. Wkładajcie buty. Idziemy do ogrodu.
- Do ogrodu, idziemy do ogrodu – krzyknął Bartek chwytając w biegu drożdżówkę.
- Wychodzimy - Zuzia i Kasia mrugnęły do siebie i równocześnie zanurzyły wskazujące palce w nutelli. Oblizując ulubiony smakołyk pobiegły za bratem.
Bartek jak strzała pomknął w stronę rozłożystej gruszy, gdzie wysoko, wśród gałęzi, wybudował z dziadkiem podniebny domek.
Dziewczynki buszowały wśród pachnących róży, pomarańczowych nasturcji, fioletowych glicynii i innych kwiatów, których nazw jeszcze nie znały.
- Wracajcie – zawołał dziadek ustawiając pod jabłonką stolik przykryty kwiecistą serwetą z frędzlami. Tuż za nim dreptała babcia niosąc dzbanek malinowej herbaty.
- To jest zaczarowany stolik – powiedział dziadek do dzieci. Może zmienić się we wszystko, w co tylko zechcecie.
- Jak to zaczarowany? Jak to może się zmienić? - Zuzia podejrzliwie przyglądała się stolikowi.
- Zobaczcie! To przecież jest koń. To Ułanka! – zawołała Kasia – Zuzia wskakuj na Ułankę.
- Jak to koń? Jak to Ułanka? - pytała Zuzia, ale posłusznie wskoczyła na stolik.
- Jak koń, to gdzie ma ogon, gdzie lejce, gdzie grzywę?
Kasia czym prędzej podskoczyła do Zuzi i rozwiązała wstążki w jej warkoczach.
To przecież są lejce – podała zaskoczonej Zuzi wstążki – a to piękna grzywa – powiedziała rozplatając jej warkocze.
- A ogon? A gdzie ogon? Nie ma ogona – krzyknęła - jak galopować bez ogona?
Bartek, który stał z boku i grzebał w telefonie, podskoczył do stolika. Chwycił róg serwety i pomachał nim energicznie.
- Jak to nie ma ogona. A to co? Ogon jak się patrzy. To jest najbardziej kolorowy, najbardziej frędzlowaty, najbardziej ogoniasty i najpiękniejszy ogon na świecie – powiedział przekonywująco.
Po chwili Bartek nacisnął klawisz w telefonie i nagle rozległo się rżenie Ułanki, które nagrał podczas poprzedniego pobytu u babci i dziadka..
- Naprzód koniku, pędź Ułanko - krzyknęły dzieci – Zuzi nic już więcej do szczęścia nie było potrzebne. Miała przecież i konia i lejce i ogon i blond grzywę powiewającą na wietrze.
Letnie, prześwitujące przez liście jabłoni słońce malowało przedziwne obrazy. W pewnej chwili Bartek zobaczył, że cień na ścianie domu, do złudzenia przypomina jadącą na koniu dziewczynkę. Czym prędzej pstryknął zdjęcie.
To chyba nie jest zwykły cień – powiedziała babcia - to pewnie zaczarowany cień Ułanki, która patrzy na nas z innej bajki.
A potem?
A potem pili malinową herbatę i planowali co będą robić w czasie wakacji. Bo przecież u babci i dziadka każdy dzień jest ciekawy i nie ma czasu na smutki i nudę.

Joomla Template - by Joomlage.com