Bajka dla dorosłych
Maria Haluch-Grądalska
CZARODZIEJKA VEL CZAROWNICA
- Misia, co Ty tak długo robisz w tej łazience - zapytał Michał..
- Misiu, muszę się pomalować, przecież wiesz, że mam dziś ważne spotkanie biznesowe, o którym Ci mówiłam.
– Michał z podziwem popatrzył na żonę. Kochał tą swoją Krysię–Misię do szaleństwa. Dla niego nawet bez makijażu była najpiękniejszą kobietą na świecie.
- Nie przesadzaj, zawsze wyglądasz cudownie, na pewno oczarujesz wszystkich gości - odparł po chwili.
- Krysia cmoknęła męża w policzek - lubiła słuchać komplementów Michała, chociaż udawała, że są jej obojętne.
- Oj tam, oj tam, napraw lepiej miotłę. bo wieczorem będzie mi potrzebna - powiedziała.
- Naprawię, naprawię – Michał z niechęcią popatrzył na stojącą pod ścianą miotłę - tylko się pośpiesz. Wiesz, że muszę być punktualnie w pracy.
- To nie czekaj na mnie – odparła Misia malując lewe oko – będę gotowa dopiero za jakieś pół godziny. Muszę jeszcze ułożyć włosy, ubrać się i pozbierać dokumenty. Zostaw mi tylko zatankowany samochód.
OK, to ja biorę Subaru i wychodzę.
- Krysia odłożyła tusz i cmoknęła go w policzek, a Michał przytulił ją mocno.
Lubił jak okazywała mu czułość i gdyby nie obowiązki zapewne pozostałby dłużej. Szybko zbiegł po schodach, odpalił samochód i pojechał.
Krysia nadal spokojnie lakierowała włosy, pudrowała nosek, podkreślała usta, dobierała perfumy.
Zdjęła z wieszaka sukienkę kupioną specjalnie na tą okazję i dopasowała do niej wytworne trzewiczki na szpilce. Wychodząc z domu zabrała połamaną miotłę.
Dobrze wiedziała, że w tak przyziemnej sprawie jak naprawa czegokolwiek, nie mogła liczyć na swojego, najlepszego na świecie męża.
Gdy wyjechała z garażu próbowała zamknąć dach kabrioletu, ale automat nie zadziałał.
- Kurczę, jaki wiatr – pomyślała – wracam po kapelusz, bo za chwilę będę wyglądać jak czarownica.
Szybko wbiegła na górę i nacisnęła na głowę nieco odlotowe nakrycie. Wsiadła do samochodu i jak zwykle popatrzyła na zegarek. Było już bardzo późno
- Trudno, jadę na skróty - pomyślała.
Rozwinęła prędkość do granic możliwości, pędziła starą, pustą drogą wśród pól i drzew. Była już prawie u celu, gdy nagle silnik zakrztusił się, prychnął kilka razy, zamigotały kontrolki i samochód zatrzymał się definitywnie.
Nigdy nie radziła sobie z mechaniką i elektryką, więc odpuściła. Rozejrzała się dokoła, zobaczyła wokół tylko rozległe pole i pochyłe nagie drzewo, na którym siedziała kobieta ubrana podobnie jak ona.
- Czy ja śnię - pomyślała.
- To chyba jakieś omamy. Muszę się opanować.
- Ile mi zostało czasu? 20 minut? Niech sobie to babsko siedzi na drzewie, a ja muszę zdążyć. Wyszarpała ze stacyjki kluczyki, chwyciła torebkę i pobiegła na przełaj. Nie zauważyła, że na siedzeniu samochodu zostawiła telefon.
Po chwili zza drzew wyłoniło dwóch mężczyzn. Wracali od kumpla po całonocnej libacji. Wzrok mieli mętny, nogi jak z waty i mowę lekko bełkotliwą.
Usiłując zachować pion zatrzymali się przy samochodzie, z którego od dłuższego czasu słychać było natarczywy dzwonek telefonu.
- Ktoś chyba do nas dzwoni. Odbierz stary - powiedział ten bardziej trzeźwy.
- Do nas – zdziwił się drugi – to odbieram. Haloo, kto mówi?
Po drugiej stronie rozległ się śmiech - Nie żartuj Misiu, moja Ty czarodziejko.
- Tu ni ma żadnej czarodziejki, ty pedale. Tu jestem jo, Władek.
- Halo, skąd się tam wziąłeś człowieku, chcę rozmawiać z moją żoną.
- Z jaką żonąą? Czy widzisz Zbyszek żonęę?
- No jest. Popatrz na drzewie, wygląda jak czarownica - odparł Zbyszek.
- O faktycznie czarownica, ale bez mietły – zaśmiał się Władek.
- Ej , znalazłem mietłę w samochodzie - krzyknął Zbyszek - dom jej pod tyłek. Niech se baba wygodnie siedzi.
Coraz bardziej zdenerwowany Michał wykrzykiwał do słuchawki:
- To jest was dwóch? Popamiętacie! Wzywam policję! Gwałciciele!
- Panie my ją nie gwołcili, bo ona na drzewie siedzi. Ino próbowali my ją rusać. A ona śpi.
- Do tego jeszcze mordercy! Popamiętacie! Ach Misiu, Misiu, moja Ty czarodziejko!
- Powtorzom, jo nie Misiu ino Władek.
- Nie ma wyjścia, muszę pertraktować - pomyślał Michał i zapytał - dobrze Władek, ile chcecie za moją żonę.
- Za tą czarownicę? My są chłopy honorowe - nic nie chcemy.
- No to powiedzcie, gdzie ona jest.
- Zbyszek powiedz Panu , bo znosz to miejsce.
- No ... za lasem.
- Za jakim lasem?
- No, sosnowym.
- Gdzie?
- No, w polu.
- W jakim polu?
- No, wójtowym.
- W jakiej wsi?
- No, chłop se jaja robi.
- Nie godomy z nim. Chodźmy, bo mnie suszy – Zbyszek wrzucił telefon do samochodu i podtrzymując się nawzajem powędrowali dalej. Długo jeszcze ze słuchawki słychać było zrozpaczony głos Michała:
- Halo, halo ! - ale nikt nie odpowiadał. Milczało pole, milczał las, milczało drzewo, milczała czarownica.
Na miejsce pozostawionego samochodu przyjechali policjanci, a zaraz potem Michał.
Gdy zdenerwowany zeznawał o pijakach, gwałcicielach, mordercach i facetach, którzy ubrali kukłę w garderobę żony, nadjechał młody prezes z uśmiechniętą Krysią ubraną w podobny strój jak kukła na drzewie.
Małżonkowie wpadli sobie w ramiona wykrzykując równocześnie – Misia, Misiu.
Prezes widząc uszczęśliwioną parę zwrócił się do policjantów - czarujące misiaczki.
Jeden z nich zrozumiał chyba aluzję, uśmiechnął się lekko i powiedział prawie jak poeta:
- Łatwo jest rzucić na kogoś oskarżenie
mając o jakiejś rzeczy swe wyobrażenie
Zaś czarownicę od czarodziejki - jak odróżnisz w dobie,
gdy czar ujawnia się w podobnej garderobie.