Michał Znamirowski
Bajka o tym jak śledź został królem
- Babciu, - odezwała się Mania. A ponad miarę przeciągnięta ostatnia sylaba, wróżyła prośbę o opowieść. – Obiecałaś opowiedzieć bajkę. Opowiedz!
- opowiedz, opowiedz! – zawtórowała jej Lidzia; siostra bliźniaczka
- Prosimy, - zawołały już razem.
- Ale o czym? – sumitowała się babcia.
- Zauważyłyśmy, że uwielbiasz śledzie. – w imieniu Bliźniaczek odezwała się Mania. – A na opakowaniu namalowany jest śledź w koronie…. Czy to król śledzi?
Opowiem wam zatem bajkę: „Bajkę o tym jak śledź został królem”
Był lipcowy, upalny piątek kiedy to król ze swoich dalekich podróży powracał do swojego pałacu. Działo się to bardzo dawno temu. Monarcha był zmęczony drogą. Postanowił odpocząć. Wybrał miejsce gdzie mieszkał jego przyjaciel z dawnych lat. Witali władcę przed wjazdem do małej wsi szambelanowie, starostowie, wojewodowie i wielu, wielu dygnitarzy królewskich.
Króla poprowadzono do starej plebanii, którą pisarze określali jako „rezydencyję plebańską”. Król miał zjeść obiad w towarzystwie dworzan i gospodarza – księdza proboszcza - swojego starego przyjaciela.
Ów dzień to był piątek. Zarówno miejsce odpoczynku, osoba gospodarza - księdza proboszcza Mikołaja i tradycja religijna zalecała zachować post. Czymże zastąpić ulubione królewskie pieczyste z baraniny.
Przepływająca pod oknami plebani rzeka dawała nadzieję, że pstrąg znany do dnia dzisiejszego ze znakomitego smaku bronić będzie honoru kulinarnego okolicy. Do tego idące z odsieczą w bitwie o względy monarszego podniebienia przypłyną z pobliskich stawów karpie i liny.
Kiedy już Gospodarze rozwiązali zasadnicze problemy z ustalaniem królewskiego menu, ktoś krzyknął: a zakąska!? No tak…
Gosposia Plebana Mikołaja zacna Pelagia zaproponowała, by udać się do pobliskiej stacji dyliżansów. Austeria ze dwieście lat wcześniej założona, słynęła ze znakomitych śledzi pocztowych, słonych jak solniczka świeżo po napełnieniu.
Posłano po ryby, a Pelagia postanowiła śledzie moczyć w owczym mleku przez dni trzy; na noc zmieniając je na mleko kozie. Po czym rybki wyczyściwszy nafaszerowała pieczonym pstrągiem, a talerz ozdobiła ćwiartkami coraz popularniejszych w onym czasie pomidorów. Tak oto wyglądał pierwszy śledź po… królewsku. Po pierwsze znalazł się na królewskim stole wśród innych wykwintnych potraw z ryb, a po drugie udekorowano go pomidorem – złotym jabłkiem (pomidoro po włosku znaczy złote jabłko) – jednym z insygniów królewskiej władzy.