Barbara Kozubek Marczyk
Qui scribit, bis legit - kto pisze, dwa razy się uczy
Akcja serca BKM
Dotąd nigdy nie odczuwała strachu przechodząc późnym wieczorem przez park dzielący jej ulicę od szpitala. Od lat pracowała w tym samym miejscu i od lat 3 razy w tygodniu miała popołudniowy dyżur, który kończył się o 22. Kwadrans na przebranie się, wymiana zdań z portierem.
W głównej alei była koło 22.20. Mogła iść dookoła, oświetloną ulicą o tej porze pełnej przechodniów, ale nie wolała być przez chwilę sama, po ciężkim dniu trudnych decyzji i konfrontacji z ludzkim nieszczęściem. Tyle lat pracy, a każda dramatyczna diagnoza zostawiała w niej niezmiennie ślad ludzkiej tragedii. Dzisiaj musiała powiedzieć młodej matce, że nie zobaczy pierwszych kroków swego dziecka, a opiekuńczemu synowi, że musi się zacząć się oswajać z rozstaniem z matką. Taka jest onkologia. Każde wyzdrowienie zdaje się być cudem. Próbowała odegnać wspomnienia twarzy pacjentów.
Zbliżała się do ulubionego ronda z rozłożystym platanem ośrodku. Niespodzianie na drzewa spłynęła mgła. Światła w alejkach rozmyły się, zrobiło się ciemno i ponuro. Poczuła chłód wilgoci i niewytłumaczalny lęk. Jeszcze kilka kroków pomyślała i będę na mojej ulicy. Tam będzie jaśniej. Sklepy są otwarte do jedenastej w nocy, a monopolowy nawet całą dobę. Nagle potknęła się o leżącą w poprzek rurę. Nie utrzymała równowagi. Upadła tak nieszczęśliwie, że głową uderzyła w kant ławki. Straciła przytomność. Po chwili jednak odzyskała ją, ale ciało nadal było bezwładne. Dochodziła do niej stłumiona rozmowa. To na nią było zamówienie. Na nią. I co teraz. Ładujemy truposza do samochodu. Sprawdź najpierw czy jest truposzem. Jak nie, trzeba będzie poprawić. Zamówienie jest na zwłoki. Wiedziała jak można wstrzymać na kilka chwil akcję serca. Udało się. Sztywna. Zabieramy.
W bagażniku, do którego ją wsadzono mogła sobie pozwolić na oddychanie. Powoli wracała jej pełna świadomość, a z nią wola walki o przeżycie. Dobrze, że jej nie skrępowali, bo i poco tak byli pewni, że nie żyje. Nasłuchiwała o czym rozmawiają. Szybko poszło, usłyszała słowa jednego z porywaczy. Głodny jestem, należy nam za fatygę. Po lewej jest macdrive. Przed nami tylko trzy samochody. Delikatnie zwolniła zapadkę zamka bagażnika. Uniosła klapę. Za samochodem nie było następnego. Obok stał ciężki betonowy kosz na śmieci. Wysunęła się na jezdnię. Upadając przymknęła bagażnik i przeturlała się za kosz. W tym momencie nadjechał kolejny samochód, a samochód porywaczy podjechał pod okienko serwisu. Spróbowała wstać. Kolejny nadjeżdżający kierowca wziął ją za pijaczkę, nawet się nie zatrzymał w obawie, że będzie domagała się pieniędzy na alkohol, albo podwiezienia. Doprowadziła się do porządku. Głowa bolała ją niemiłosiernie. Pomacała obolałe miejsce ale na szczęście nie wyczuła krwawienia. Z bocznej kieszeni płaszcza wyciągnęła komórkę. Nigdy nie nosiła komórki w torebce z obawy przed kradzieżą. Zadzwoniła na policję. Dyżurny potraktował ją jak dowcipnisię. Nie uwierzył ani jednemu słowu. Zadzwoniła do przyjaciółki. Natychmiast zorganizowała pomoc i po chwili dwa samochody podjechali pod Maca. Dla bezpieczeństwa. Nie wiadomo było kiedy bandyci zorientują się, że uciekła.
Nie ma mowy o powrocie do domu. Przecież mają twoją torebkę z dokumentami. Prześpisz u nas. Nie wiesz czemu kto to zlecił. Z domu jeszcze raz zaalarmowali policję. Tym razem zgłoszenie potraktowano poważnie. Dwoje śledczych pojawiło się w ciągu kwadransa w mieszkaniu przyjaciół. Długo ją maglowali. Niestety twarzy porywaczy nie widziała, ale przezornie nie umyła rąk. Na nadgarstkach mogły się znaleźć odciski ich palców. Wiedziała, że teraz ze wszystkiego da się je zdjąć. A właśnie tu ją dotykali sprawdzając czy żyje. Zapamiętała numer samochodu i markę, gdy wytoczyła się z bagażnika pod tablice rejestracyjna. Zawsze miała dobrą pamięć jak inaczej mogłaby zostać lekarzem.
Teraz wszystko w rękach policji. Gdy po tygodniu nie było, żadnego rezultatu dochodzenia postanowili sami wkroczyć do akcji. Mało to na świecie detektywów amatorów. Trzeba znaleźć porywaczy-morderców. Może takich porwań było więcej. Co ukrywa policja swoją pozorną bezradnością.