Maria Biernacka
Brygida

- Cisza.
- Cisza.
- Błoga cisza.
- Z radości zapaliłem świece i kadzidełka...
- Siedzę i odpoczywam...
- Cisza to najwspanialsza rzecz...
-Ćwiczę medytację, ale moja radość, że jestem sam w domu nie pozwala mi skupić się na niczym.
- Moja żona wyjechała z najmłodszymi dziećmi w góry. Nikt nie pyta – tato, dlaczego… tato powiedz im że piłka jest moja…. tato, tato, tato….
- Cisza.


- Jestem słomianym wdowcem. Korzystam z sytuacji...
- Brygida - rasową kotką o niebieskim futerku…
- Brygida – Brytyjska Niebieska – moje marzenie...
- I pięknych oczach. Ach te oczęta…
- Wykłada na katedrze matematyki dyskretnej...
- Naprawdę nie wiem co to jest ta matematyka dyskretna, ale moja kotka Brygida jest warta grzechu...
- A ja wiem co to jest...
- Przecież nie będę siedział w domu sam i myślał o rodzinie. Na głowę nie upadłem...
- Wczoraj posłałem Brygidzie kosz kwiatów. Ona lubi mimozę...
- Na razie siedzę i upajam się wolnością i samotnością...
- Różowe wino chłodzi się w lodówce. Mam przygotowaną elegancką kolację jak również eleganckie śniadanie...
- Czekam tylko na upragniony dzwonek do drzwi...
- Din-don! Din-don!

Siedzę sobie i myślę...
- Jestem właścicielem zakładu produkującego mydła i szampony dla psów i kotów. Biznes kręci się bardzo dobrze. Moja żona Ferdkowa nie chce mieć na razie dzieci. Dba o figurę.
- Siedzę i dochodzę do siebie.
- Trzeba było zrobić dwanaście dzieci za jednym zamachem i byłby spokój.
- A tak mam co mam.
- Moja żona uciekła z listonoszem.
- Listonosz to duży buldog.
- Widziałem go parę razy.
- Nic specjalnego.
- Drań ciągle się ślini.
- Obrzydlistwo.
- Nic nie rozumiem.
- Przecież żona miała wszystko o czym tylko zamarzyła.
- A uciec z listonoszem?
- Siedzę sobie i rozmyśla.
- Zapaliłem świece i kadzidełka.
- Siedzę i myślę co dalej.
- Życie jest piękne.
- Kocham się.
- Właściwie to jestem zakochany.
- Mój obiekt miłości to przyjaciółka sąsiada.
- Narazie jeszcze nie mieszkają razem.
- Ona czasem go odwiedza.
- Przychodzi bardzo rzadko.
- Sąsiad koło swojej parceli zbudował mur.
- Wysoki mur.
- Żebym mógł wszystko widzieć wychodzę na dach.
- Coś mnie podkusiło przybliżyć się do brzegu i stało się. Poślizgnąłem się i zleciałem.
- Dobrze że w tym miejscu była rynna.
- Trzymałem się tej rynny obiema łapkami.
- Dostałem nogą do parapetu okna.
- No to jestem uratowany.
- Okno nie otwierało się od zewnątrz.
- Złapałem rynnę i zsuwam się w dół.
- Odpadłem od rynny i leżałem w krzakach jaśminu.
- Kto przyszedł mi na ratunek?
- Przyjaciółka sąsiada.
- Pomogła mi wstać i dojść do domu.
- Teraz już wiem jak przyjaciółka sąsiada ma na imię.
- Ela.
- Ela poszła do apteki po maść na łapę.
- Mam zdartą skórę.
- I po coś profilaktycznego na plecy.
- Kręgosłup mnie boli.
- Gdybym nie spadł z dach to nie poznałbym Eli.
- Wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Ma się mną kto zająć i pielęgnować w chorobie.
- Te miłe łapki na moim ciele...
- Oj długo będę chorował...

Prostata
- Siedzę sobie i myślę…
- Szedłem przez miasto. Na placu zobaczyłem autobus, a przed nim sami faceci. Podszedłem, pytam, a to badania tylko dla panów.
- Dlaczego nie dać się zbadać?
- Wyszedłem z tego autobusu załamany. Dobrze że spotkałem mojego przyjaciela Wieśka.
- Powiedziałem Wieśkowi, że zbadali mi prostatę.
- Nie ma się co cieszyć.
- Idę obejrzeć jesionkę.
- Dlaczego weszliśmy do zakładu pogrzebowego? Mieliśmy iść oglądać jesionkę - spytał Wiesiek.
- Jak ty nic nie rozumiesz – powiedziałem – jesionka, bo z jesionu zrobiona. To trumna. Mam prostatę i wszystko muszę zaplanować.
- Wiesiek nie wytrzymał – czyś ty chłopie zwariował? U jakiego lekarza ty byłeś? Chyba potrzebny ci psychiatra!
- Oglądałem trumny.
- Popatrz, co za poduszka. To jakaś trawa i badyle.
- Chcę swoją poduszkę.
- Tu nie ma materaca. Jest tylko jakieś prześcieradło.
- Na co tobie w trumnie materac. Będziesz leżał sam. Nie będzie tu żadnej Joli, Lolitki, Kici, ani żadnej z twoich przyjaciółek – wyrzucił z siebie jednym tchem Wiesiek.
– Choć chłopie wychodzimy - Wiesiek siłą wyciągnął mnie na ulicę z zakładu pogrzebowego.
- Idź do dobrego lekarza – powiedział – na wybieranie trumny masz jeszcze czas. Przystanął i napisał na kartce adres lekarza.
- Poszedłem następnego dnia.
- Pani doktor niczego sobie.
- Zbadała mnie i zrobiła wielkie oczy – jak ktoś mógł się tak pomylić?
- Jestem zdrowy.
- Jestem zdrowy jak byk.
- Posłałem kwiaty pani doktor za taką diagnozę.
- A teraz siedzę i dochodzę do siebie po tych przeżyciach.
- Myślę że zaproszę panią doktor na lampkę wina.
- Od czegoś muszę zacząć.
- Pomalutku.
- Byle by jej nie spłoszyć.

Joomla Template - by Joomlage.com