Email.

Nie piszesz. Ja też nie. Jesteśmy jak dwie niemowy. A tyle sie dzieje.
Wczoraj po południu, w ogrodach, w słońcu, z tarasu znanej ci kawiarenki oglądałam taki obrazek.
Młoda klęcząca na trawie kobieta, z lupa w ręku, uwalniała z niej tęczowe kule.
Za kulami biegało jej dziecko, mała albinoska, w długiej sukience, słomkowym kapelusiku i jasnych rajtuzach.
Niby nic nadzwyczajnego, rodzinna zabawa w mydlane banki, w słońcu popołudnia.
Dziwna jedynie była jej cichość; żadnych okrzyków, głośnego śmiechu.
Za każdym razem, kiedy dziewczynce udawało się dotknąć kuli stawała zamrożona, z uniesionymi raczkami, niczym smutny posążek. Jej znieruchomienie trwało spora chwile.


Następnie mama wydmuchiwała nową serie kul i znów migały spody białych pończoszek albinoski, już dobrze zielonych od świeżej trawy. 
Dotknięta kula znowu pękała, a dotkliwie zdezorientowana dziewczynka stawała się smutnym ‘posążkiem z rekami do nieba’. Dziecko czegoś nie zrozumiało. Mama nie reagowała.
Był moment, kiedy chciałam zejść po schodkach i wytłumaczyć malej, aby się nie smuciła, że mydlane bańki tak maja. Jednak nie wypadało.
W końcu milczącej matce zabrakło kul i obie usiadły na trawie, a ja odetchnęłam z ulga.
I tylko wtedy, patrząc na ich bliskość i bezgłośne gestykulacje, zrozumiałam swój błąd.
Ta ich głuchoniema chwila szczęścia w popołudniowym słońcu, sprawiła ze postanowiłam ci o tym napisać.

Helena

Joomla Template - by Joomlage.com