Podobno karnawał w Krakowie właśnie minął i smucić się już można... spróbuję nie zachęcać do tego, pomimo tematu, swoją drogą - chyba najważniejszego w życiu.

PRZEMIJANIE

oldmanRzekomo od pewnego wieku zdarza się ludziom częściej uczestniczyć w pogrzebach niż w innych uroczystościach. Pewnie nie z przypadku, ale dla zahartowania się.
A jeśli tak, to może dobrze byłoby tę nieprzyjemną Przemijalność jakoś sobie oswoić, co oczywiście, do tej pory niewielu z gatunku myślących do końca się udało, a właściwie wcale. Nawet gdy mówili, że tak.
Nie szkodzi, pocieszeniem może być to, że życie, samo w sobie jest podobno Cudem. Że tak łatwo się nie urodzić. Że nawet w drewnianym kościele może spaść nam cegła na głowę, et cetera, et cetera...

A to już może wystarczy by poczuć się szczęśliwcem i korzystać z każdego dnia i ...  z każdego spotkania Sagowców. Co niniejszym czynię, nawet jeśli tylko zaocznie. Nawet, jeżeli za chwile powrócę do brzemiennego tematu.
Ciekawym jest to, że różne nacje mają swoje różne sposoby na traktowanie odchodzących.
W Grecji np., do niedawna czekało się aż zmarły był gotowy oddać swoją czaszkę w związku z czym, właściwy pogrzeb odbywał się kilka lat po śmierci. Bo wtedy właśnie odzyskuje się czaszkę, którą z czułością się umywa, aż do białości, w winie i wonnych ziołach. Po czym z miłością układa na półeczce w maleńkim domku-grobowcu. Wokół wiesza się pęki suchej macierzanki, tymianku, czy innych ziół i stawia miseczkę oliwy..
W małych wysoko-górskich wioskach Grecji widziałam kilka takich grobów nawet z lat po ostatniej wojnie. Rytuał ten opisał też w swojej wzruszającej książce pt."Eleni" Nicholas Gage.
Fascynujący jest też kult grobów w Polsce: częste wizyty, znicze, kwiaty, fotografie, wykwintne nagrobki, omal cały przemysł. A może właśnie tak, miedzy innymi, oswaja się przemijanie. Przez patrzenie mu w twarz.
W Anglii cmentarze nie są tak licznie i często odwiedzane. Zamiast wizyt częściej funduje się w imieniu zmarłego np. ławkę w parku, na której się czasami przesiaduje albo zostawia kwiatek.
Anglicy też troszkę inaczej oswajają swoich dawno umarłych z obecnością życia.
Podam trzy takie przykłady z mojego najbliższego sąsiedztwa.
Schodząc ze wzgórza Richmond 'do miasta', jak to się zwykle mówi, najczęściej wybieram skrót przez wąską alejkę wzdłuż bardzo starego i nie specjalnie ogrodzonego cmentarzyka, pieczołowicie chronionego przez mieszkańców przed zakusami developerów. Od lat służy im za mikroskopijny rezerwat przyrody, a ustawione tam dwie solidne ławki ułatwiają 'odpoczynek po drodze na wzgórze' i przy okazji oferują moment na kontemplację.
W maju szaleją tam bzy i wtedy nawet ja przystaję by podziwiać ciężkie kiście i odurzać się znanym z dzieciństwa zapachem. Czasami urządza się tam charytatywną wyprzedaż.

W niedalekim Kew natomiast, wymyślono jeszcze śmielszy sposób na wspólne towarzystwo z dawno nieobecnymi. W sezonie letnim, przykościelny cmentarzyk służy tam za taras 'al fresco' dla konsumentów. W kościele bowiem działa niedzielna kawiarnio-herbaciarnia. Zakupione tam domowe ciasto dzieła zacnych wolontariuszek oraz mocną, z liści, a nie z torebek, herbatę z mlekiem, można sobie to wynieść na zewnątrz i delektować się przy stolikach ustawionych pomiędzy starymi nagrobkami. Dozwolone jest też siadanie na nich, z szacunkiem i dyskretnie, o czym przypomina napis. Stad też, siedząc na nagrobku z owym kubkiem w dłoni, można sobie oglądać mecz krykieta grany na pobliskiej murawie. Od setek lat na tej samej murawie. Być może grany kiedyś również przez krykiet era, na nagrobku którego właśnie siedzimy.
Jeszcze w innej sąsiedniej wiosce, Twickenham, (ten od Rugby) podobny cmentarzyk wykorzystano na plac zabaw dla dzieci i mini park, gdzie pracownicy okolicznych biur w porze obiadowej spożywają swoje kanapki, podczas gdy w ogrodzonym na kolorowo placyku z piaskownicą i huśtawkami baraszkują maluchy, wszystko w otoczeniu sędziwych nagrobków. Odczytywanie ich epitafiów samo w sobie, może być bardzo ciekawe, np. tego pokaźnego dla 'Naszej Ukochanej Lojalnej Służącej' , która spędziła z rodziną pracodawcy i fundatora nagrobku 63 lat swego pryncypialnego żywota, otaczając swoja miłością kilka generacji jego rodu.
Biedna Niania, ale nagrobek ma jak żadna inna !
Myślę, że w sumie pogrzebanym i żyjącym jest tam miło we wzajemnym towarzystwie.
I być może, pod uważnym okiem 'Zegarmistrza Świata', jedni dyskretnie obserwują drugich, próbując coś tam zrozumieć z tajemnicy Przemijania.
Dodam jeszcze, że wszystkie te cmentarze są nieużywane od co najmniej 150 lat.

Helena Thorogood, Richmond, Luty 2016

Joomla Template - by Joomlage.com