Grzeszność
Wzrastałam w poczuciu grzeszności. Rodzice mi wiele zapewniali, oczywiście w ramach określonych przez PRL, ale zapewnili też kontakt z religią, utrzymywany dzięki niedzielnym mszom i naukom w salce katechetycznej, gdzie po raz pierwszy zabiło mi serce, bo zakochałam się w księdzu. Pamiętam, jak bardzo byłam niespokojna przed każdą spowiedzią, ile czasu poświęcałam namysłowi nad każdym grzechem. (Czasami myślałam w skrytości, że niektóre z tych grzechów są dosyć przyjemne). I tak, nie wiedząc o tym, budziło się moje tak zwane sumienie. Właśnie w tym rozdwojeniu, wątpliwościach, we wstydzie i poczuciu winy. Odkrycie ważne: bo przecież odkrycie własnej duchowości.
Ale grzech jako fakt, przynosił nowe pojęcie - zadośćuczynienie. I z nim było kolejne zmartwienie. Grzech na pewno tracił „na wadze” jeśli towarzyszyło mu odkupienie. Trzeba odkupić grzech – mówiono. Ale za jakie pieniądze? Nie, nie za pieniądze: trzeba było ukorzyć się, zrezygnować z własnej dumy i przepraszać rodziców, koleżankę, niemiłą sąsiadkę albo nauczycielkę. Były też grzechy niewątpliwie najcięższe, które wymagały długich modlitw, klękania przed świętym obrazem, który w naszym domu przedstawiał Matkę Boską Częstochowską. Czy widziałam w swoim otoczeniu grzeszących? Raczej nie. „Chora” byłam tylko ja.
Przychodzi mi do głowy, że za aprobatą rodziców tamte lata niewinności były takim samobiczowaniem się. Przecież nie mogłam wtedy wiedzieć, że grzech pierworodny (cyt. „a przez niego wszystko się stało”), ustalił nie Bóg, ale nazwał człowiek - św. Augustyn. Że autorami obowiązku corocznej spowiedzi byli pobożni hierarchowie w 1215 roku na Soborze Laterańskim i że dogmat ten przez całe średniowiecze i później dyscyplinował ludzi, a nawet podobno u zatwardziałych w grzechu budził grozę. Chociaż św. Paweł pisał: „Ludzie grzeszą, aby łaska obfitowała”.
A dziś? Dziś w związku z tematem grzechu powstaje we mnie taka myśl, truizm właściwie, ze nie byłoby literatury, a może nawet sztuki, gdyby nie grzech. Rozważcie postępki madame Bovary, zbrodnię Raskolnikowa, podejrzaną fascynację bohatera „Śmierci w Wenecji”. Zbrodnie, cudzołóstwa, oszustwa, sprzeniewierzenia, kradzieże - temat nieustający i na nich opiera się niejedna wybitność literacka. Jako wielbicielka poezji Miłosza, który akurat nie miał najmniejszej wątpliwości co do własnej grzeszności , znalazłam u niego taki ustęp:
Uspokój się. I twoje grzechy i twoje dobre uczynki
Okryje niepamięć.
Tu noblista Miłosz akurat się pomylił.
A co z nami?
Barbara Ziembicka