Patrzeć i widzieć
Patrzenie jest takie oczywiste. I to jest szczęście.
Chociaż nie pamiętam pierwszych w życiu widoków, to pamiętam wesoły obrazek nad łóżeczkiem, w który się wpatrywałam. Pamiętam wygląd tego łóżeczka. Sylwetkę Matki, pochylonej nad stołem… I ważny moment, gdy wpatrując się w siebie przed dużym lustrem w sypialni pytałam: ja to ja? Nie umiałam odpowiedzieć, ale pamiętam zdziwienie własną cielesnością, a zwłaszcza odrębnością mojej psychiczności.
Myślę, że wzrok i pamięć są w ścisłym ze sobą połączeniu. Zapamiętane z przebiegu życia obrazy idą za nami, czasami niechętnie przywoływane. Ale są. Tworzą odrębny świat jakby widm, kolorowy albo szary, poruszający emocje lub nie. Sądzę nawet, że w jakiś niedookreślony sposób współtworzą teraźniejszość wcale się nie starając. Tak, jestem przekonana, że za niejedną decyzją stoi sobie taki duch z przeszłości i kiwa wesoło /lub smutno/ręką.
Dla artysty, który z założenia swego czerpie z wyobraźni świat zaprzeszły ma wielkie znaczenie. To tworzywo, swoiste teatrum samo ożywiające się i twórczo pożyteczne.
Ale patrzeć nie znaczy widzieć. Bo widzieć, naprawdę w i d z i e ć to już prawdziwa łaska od Boga. Powtarzałam to studentom, omijając słowo „bóg”.
Chciałam uniknąć metafizyki, aby wierzono, że wiele zależy od ich oddania i wiedzy.
Barbara Ziembicka