Dziecko patrzy na świat
Napiszę parę słów o „urodzinach” zła
Obraz jest następujący. Ulica w mieście, ciężkie jesienne popołudnie, szaro-żółte światło między domami. Byłam wówczas dziewczynką, dzieckiem z dwoma mysimi warkoczykami, stąpającym niepewnie u boku matki. Może robiłyśmy zakupy na wieczór?
Przed jednym ze sklepów stał wózek dziecięcy z maluchem. Dziecko wierciło się w nim, bo pewnie chciało stanąć na własnych nóżkach. Wózek skrzypiał niemiłosiernie, podskakiwał, ale nikt nie był zainteresowany. Ze sklepu przybiegła kobieta, ale nie uspokoiła płaczącego, nie przytuliła, tylko zaczęła go systematycznie lać. Po głowie, pleckach i gdzie się tam jeszcze dało. Z wielką złością.
JA: To tak można?
Stałyśmy z matką jak skamieniałe. To trwało przecież niedługo, ale obraz wrył mi się na zawsze w pamięć. Myślę, że ten mój pierwszy raz, czyli widok zła w całej okazałości był /równocześnie/ utratą mojej dziecięcej niewinności.
Basia Ziembicka