Sukienki - Prezenty
Zamknąć oczy. Wypowiedzieć zaklęcie. Malinowa, zielona, pomarańczowa, łączka, kratka. Tańczą znów przed nią. Pierwsza sukienka była w kolorze malinowym. Cieniutka wełna miękko otula ciało. Góra dopasowana, dół rozkloszowany. Kiedy się zakręciła, ruszała za nią. Jak założyła do niej białe rękawiczki i haftowany kołnierzyk poczuła co to znaczy elegancja. Z nią łączy się pamięć „wiosny”. Pierwszy koszyczek do Święceń Wielkanocnych , pierwsza majówka, pierwszy kaczeniec. Rozstała się z nią z płaczem kiedy nie mogła wcisnąć się w ciasny gorset .
Zielona w kolorze wiosennej trawy. W pasie przymarszczona. Bufiaste rękawy, rząd perłowych guziczków. Gorset z dwoma rzędami szczypanek z jedwabiu w kolorze limonki. Zielona kokarda wpięta w warkoczyk na czubku głowy. Przygląda się temu cudu z uśmiechem w wielkim lustrze. „Ania z Zielonego Wzgórza”. Wiruje suknia, warkoczyk, kokarda. Zawrót głowy.
Pomarańczowa. Plisowana spódnica z bolerkiem kolorem konkuruje z dynią. Jest jak słońce wśród granatowo białych koleżanek. Z rudzielcem nie połączyło ją tak wielkie przywiązanie jak z poprzedniczkami. Nadchodziła konkurencja ze strony rock and roll amerykańskich sukienek z paczek .
Powstanie sukienek było procesem. Na Święta „Bożego Narodzenia” przychodziły paczki ze świata. Z pudełek wyfruwały jak kolorowe ptaki kupony tkanin. Żółte, pomarańczowe, bordo, łączki, kraty, kropki. „Wściekłe kolory „kwitowała babcia. Czy ten dziadek ma rozum. To nie dla dzieci. Pół rodziny można byłoby tym obszyć. Słuchając babci, początkowo czuła rozczarowanie. Po co listy do Św. Mikołaja. Prezenty te same. Książki, słodycze i te , te ,te kupony. Ale później, później dzięki nim uczestniczyła w spektaklach wyobraźni, wyboru, przymiarek i szczęścia.
Po kilku tygodniach brano z niej miarę. Wyprostuj się, ręka w bok, w górę, w dół, nabierz powietrze. Skrupulatnie zapisywano wymiary. Z papieru wycinano formy wykroju. Inspiracje pochodziły z amerykańskich żurnali mody. Ich przeglądanie było jej pasją. Znała na pamięć każdą kartkę. Zaklepywała ręką ulubione „ to moje”. Wybierała fasony tej szytej. Ale w wyobraźni nosiła wszystkie wybrane suknie, kapelusiki, narzutki. Później przychodził czas krojenia materiału, fastrygowania i przymierzania. Wtedy była wielkim oczekiwaniem. Nie wzdrygała się przed zimnem szpilek i ukłuć. Sukienka rosła albo malała w licznych przymiarkach. Niepozorne kaczątko zmieniało się w łabędzia w zręcznych rękach babci.
Przychodziło święto. Zakładała wirujące, mięciutkie cuda .Sukienki marzenia w bajkowych kolorach. Duma, radość. Nikt z koleżanek takich nie nosił. Z jedną z ostatnich w swojej kolekcji - perkalową chłopką długo się nie rozstawała. Przynosiła szczęście, łąka pełna kwiatów, powiew wiatru. Sznurowany gorset, wirująca spódnica , szerokie bufki rękawów. Nuciła wtedy „do zakochania jeden krok”.
Sukienki dzieciństwa. Na niedziele, święta i wyjątkowe okazje. Zawsze gotowe do wyjścia. Rosły wraz z nią. Co roku rozpruwano kolejną zaszewkę , opuszczano podwinięcia w pasie i z długości i znów była akurat. Miejsca po szwach starannie rozprasowywano. Wskakiwała w te dzieła w biegu, wierząc że są czymś wyjątkowym.
Nie chciały się ze nią rozstać. Były prezentami na lata. Częścią jej marzeń, życia. Dzieła miłości dostępne dla wybranych. Gdy szły w rodzinę spotykała się z nimi okazjonalnie. Patrzyły na nią z miłością. Część zniknęła bez pożegnania poza jej świadomością. Ale dla niej nadal są częścią jej kolorowej pamięci o ludziach i czasach. Są jak czarodziejska różdżka łącząca odległe czasy. Kiedy dziś otwiera szafy pełne ubrań „szarych” przywołuje sukienki z dzieciństwa. Wracają wspomnienia kiedy szycie sukienki było twórczą kreacją współuczestniczenia, wyboru, poprawek, oczekiwań, wyobraźni, marzeń. A każda sukienka była tą wymarzoną i odpowiednią na każdą okazje.
styczeń 2021r Anna Nowińska