Sumienie

Było zimno. Pierwszy śnieg i pierwszy mróz. Pod płotem leżał skulony, trzęsący się 
i pomiaukujący mały kotek. Taki zwykły pręgowany dachowiec. Tak powiedział tato gdy przyniosła go do domu. Od dawna prosiła rodziców o psa lub kotka. Nie zgadzali się. Mówili, że jeszcze jest za mała, że ma dopiero sześć lat, że może kiedyś jak podrośnie. Nie byli 
zadowoleni, ale pochwalili ją za dobre serce. Ostatecznie zgodzili się, żeby kotek został 
w domu do wiosny pod warunkiem, że będzie się nim opiekować. No i został. Kłopotu i radości było z nim wiele. Szybko rósł i psocił. Ciotka, która z nimi mieszkała nie cierpiała kotów. Namawiała rodziców by się go pozbyć bo jej przeszkadza. Któregoś dnia kotek zniknął. 
Pomimo poszukiwań nie znalazł się. Ania zapłakana martwiła się o niego. W sobotę wieczorem gdy szła do łazienki usłyszała w kuchni podniesione głosy.

Zatrzymała się i usłyszała ciotkę: „No, a co miałam zrobić, wiesz, ze nie cierpię kotów mam na nie uczulenie. Nie chcieliście mnie słuchać, to go utopiłam. Wsadziłam do worka i wrzuciłam do przerębli na rzece. No i po kłopocie. Mała nie wie, jeszcze trochę popłacze i zapomni. Kupię jej pluszowego 
kotka i już”.

Kotka dostała po dwóch dniach. Nawet podobny był do Maciusia, ale to nie był on. Wyrzuciła go do rowu koło domu. Na pytanie gdzie się podział nie odpowiadała, albo mówiła, że poszedł za Maciusiem. Maciuś śnił jej się często. Patrzył na nią z wyrzutem, czasem 
miałczał smutno. Budziła się wtedy, potem długo nie mogła zasnąć. Ciotki nie cierpiała, była dla niej niemiła, lekceważyła ją, najczęściej po prostu omijała. Kiedyś w przedpokoju na 
stoliku zobaczyła poświęcany złoty medalik ciotki. Zabrała go. Z satysfakcją obserwowała poszukiwania medalika i lamenty z powodu straty.

Lata mijały. Przed pierwszą komunią św. uczyła się dziesięciu przykazań. Wtedy to ojciec powiedział jej, że przykazania wymyślił człowiek, że bez nich też można żyć. Bo do uczciwego życia wystarczy sumienie z którym się wszyscy rodzimy, i które pozwala nam 
odróżnić dobro od zła. Powiedział jej, że jeśli kiedyś coś złego zrobi i uda się jej utrzymać to w tajemnicy, to sumienie będzie jej przypominać tak długo, aż krzywdę naprawi.

Stała nad otwartą trumną w małym pokoiku, w półmroku i zapachu palących się świec. Patrzyła na szczupłą, białą twarz ciotki na jej wąskie usta zaciśnięte w lekko 
szyderczym uśmiechu, którego tak nie cierpiała. Wyjęła z torebki medalik, owinęła 
łańcuszkiem jej ręce. Powiedziała wybacz, bo ja już wybaczyłam, i wyszła na słońce.

Antoni Niedziałkowski

Joomla Template - by Joomlage.com