OBYWATEL Jerzego Stuhra
W dniu wyborów samorządowych, po dokonanym akcie głosowania poszłam na "obywatelski" film. No i polecam, polecam gorąco; zwłaszcza wszystkim starszakom. To jest film dla nas. Młodzi powiedzą, że to słaby, albo wręcz nudny film. Oni nie mają z tym nic wspólnego, ich wtedy jeszcze nie było. A ja polecam - warto obejrzeć, przypomnieć sobie i pośmiać się ...
Najnowszy film Jerzego Stuhra to ostra satyra na Polaków, chyba wszystkich bez wyjątku. Jednak ostrze satyry skierowane jest na polskie przywary narodowe, szkodliwe postawy, mity oraz wszelkie przesadne ideologizacje.
Myślę, że ten film może być w pełni zrozumiany i doceniony przez rówieśników reżysera, no może osoby urodzone nie później niż w latach 50-tych. Pewne niuanse będą zrozumiałe tylko dla starszych widzów, po prostu trzeba było żyć w tamtych czasach, żeby ten przekaz odebrać do końca. Bohater filmu, Jan Bratek w 1953 roku ma już ok. 10 lat. Sam Jerzy Stuhr mówi, że w filmie wykorzystał w 1/3 własną biografię, a miał z czego czerpać, ponieważ był m.in. członkiem Komisji Krajowej „Solidarności". Tak, tak (!) - on sam wspomina to ze zdziwieniem...
Akcja filmu zaczyna się w czasach prezydentury Lecha Kaczyńskiego; potem przenosi się, wręcz skacze w tył i w przód po wszystkich ważnych momentach ostatniego 70-lecia w naszym kraju. Stuhr wyśmiewa wszystko i wszystkich: komunę, Solidarność, kościół, władzę i szarego obywatela, któremu trudno było żyć w czasach wielkich przemian. Ale tego obywatela traktuje z sympatią, no bo to w dużej części on sam.
Nie jest to film historyczny, nie jest to również komedia, chociaż zawiera masę scen komediowych. Wymowa scen komediowych jest zawsze gorzka. Jest to satyra społeczno-polityczna. Mocno akcentuje rolę czystego przypadku w polityce, w historii kraju i narodu oraz w życiu pojedynczego obywatela. W czasie oglądania filmu przypominał mi się Jan Piszczyk, Szwejk, Wodzirej, Lech Wałęsa. Nasuwały się skojarzenia z wieloma postaciami autentycznymi i fikcyjnymi. Sam tytuł OBYWATEL nawiązuje do obywatela Piszczyka z filmu Andrzeja Munka z 1960 roku. Film Jerzego Stuhra nie jest może arcydziełem na miarę „Zezowatego Szczęścia", ale jest ważny i daje wspaniałą retrospektywę, cenną dla widzów zdolnych do samokrytycyzmu. Polecam bardzo ten film wszystkim w wieku 50+. Ja śmiałam się przez co najmniej połowę czasu trwania filmu, a film trwa 108 minut.
Tu można zobaczyć bardzo oryginalny zwiastun filmu >> http://www.youtube.com/watch