Wołyń
Reżyseria - Wojciech Smarzowski
Zastanawiałam się co sprawiło, że wyszłam z kina jak zaczadzona, że z każdą sceną filmu zapadałam się głębiej w krwawą jamę mordu. To przecież nie był jedyny film o wojnie, który oglądałam.
Ale w żadnym nie pokazano w tak namacalny sposób, że jedni i drudzy traktowali siebie jak bydło na rzeź i tak się zabijali. Obcinali członki, łby, obdzierali ze skóry, przypiekali żywcem, rozrywali końmi, jak tego polskiego żołnierzyka z innego świata. Było to straszne i obrzydliwe, niczym szlachtowanie zwierząt w rzeźni.
A wszystko działo się obok wojny, która przechodziła przez te ziemie i zapewne nie bez jej wpływu. Paroletnie okrucieństwo Rosjan i Niemców podsyciło konflikty i wyzwoliło chęć mordu.
Żałuję, że reżyser stał się zakładnikiem historii i pamięci ofiar, że zawarł w tym jednym filmie katalog tego wszystkiego co „każdy wiedzieć powinien o rzezi na Wołyniu”. Pokazał coś, co przekraczało możliwości ludzkiego pojmowania. I nie wiem, czy miało to być przestrogą, czy zadośćuczynieniem dla tych co pozostali? Czy było rozdrapywaniem ran, niech krwawią znów ?
Tylko muzyka Mikołaja Trzaski kończąca film, piękna i żałobna, litościwie całunem okryła wszystkich biednych ludzi.
Anna Marek