Opowieści Wigilijne
grudzień 2016
Jest, jest pierwsza gwiazdka na niebie, wołały dzieci biegając po domu. Wreszcie dały upust energii , tłumionej napominaniem dorosłych „jaka Wilia taki cały rok”.
Domownicy milcząc wpatrywali si w niebo by później zbliżyć się do stołu na którym bieliły się opłatki. Światło świec i skry z popielnika rozmigotały cienie na ścianach i suficie.
Przez szyby pełne śnieżnych ostów i modrzewiowe bale ścian zaczęły z wolna przenikać zwiewne postaci. Znała je. Nie zmieniały się choć ona sięgała coraz wyżej stołu.
Najpierw Zbyś, pierworodny ukochany syn babci. Niebieskie oczy, niebieski marynarski mundurek, blond włosy. Istny anioł.
Zanim młodszy Guściu, tarcza wpięta w mundurek i czapka licealista.
W głębi siostry babci. Ciocia Stefa w białej ślubnej sukni w koronkowym welonie otulającym twarz. Spod ciemnych gęstych brwi wyzierały wielkie oczy. W ramionach rozciągnięta harmonia. Nie słyszała jej akordów. W tle zaprzężone w parę siwków sanie którymi powoziła dopiero co poślubiona narzeczona. Stefa to była do tańca i różańca. Kochała konie, muzykę, śpiew. A jak powoziła, jeździła po polach, niczego się nie bała –słyszało się podziw w głosie.
Obok ciocia Hania najbliższa babci, pełna ciepła. Miała może cztery lata ale na zawsze utkwiła w pamięci drobna twarz, szczupła sylwetka stojąca na przecięciu świateł przenikających kuchnię. Ładna, umiejętna i subtelna słyszała od matki. Wierna aż po grób. Zakochana narzeczona w profesorze historii. Zginął w Auschwitz. Nikt nie odważyłby się powiedzieć o niej stara panna. To była dobroć chodząca. J
Jakże te siostry się kochały pomyślała z zazdrością.
Na końcu wyprostowany jak struna dziadek, przedwojenny mundur, wyglancowane oficerki mały wąsik pod nosem. Te oficerki stawała na nich gdy ją podrzucał ku górze śpiewając „jedzie, jedzie pan na koniku sam, sam, sam - to była radość.
Znała wszystkich z obrazów i fotografii wklejonych do albumu.
Za nimi w tyle majaczyło kilka niewyraźnych sylwetek. To prapradziadowie i pradziadowie Andrzej i Agata. Żyli tu, gospodarowali i zbudowali ten stary modrzewiowy dom przesiąknięty wspomnieniami o przodkach. Każdy pozostawił ślad w domu i w pamięci żyjących. Otaczali babcię ze wszystkich stron. Zwiewni, delikatni, cisi, wpatrywali się w nią niebieskimi oczami podobnymi do jej oczu. Zwykle surowa babcia roztkliwiała się. Oczy wilgotniały , milkła. Ścierali jej łzy z kącików oczu. Gładzili po włosach. Chyba pocieszali choć nie udało się jej wyłowić
jakiegokolwiek ze słów. Nikt z nich nie zasiadł do stołu, mimo wolnego miejsca. Nie zamieniła z nimi słowa Czemu babcia ich nie zapraszała . Byli jej bliscy. W skupieniu obserwowała misterium dwóch światów, mieszały się pamięć, wzruszenie, tęsknota, pogodzenie i nadzieja. Cichość, smutek, pogodzenie za tym co odeszło będąc zarazem głęboko wryte w pamięć ogarniały domowników. Nawet dzieci trzymając w małych rękach białe opłatki milczały ze łzami w oczach.
Kiedy babcia rozpoczynała odmawiać modlitwy Oni rozpływali się .
Nie żegnała się z nimi. Szybko wysychały łzy. Wiedziała, że będą wracać dopóki ona będzie uczestniczyć w tym misterium śmierci i życia zainicjowanym w tym domu. A każda Wigilia będzie w kolorycie nostalgii, pogodzenia i nadziej które w nią wrosły.
Jej dziedzictwo ...