Poranki czy Wieczory
Nie napiszę romantycznego wspomnienia na temat poranków, ani wieczorów. Byłoby to w moim wykonaniu kiczowate. Fikcyjnego opowiadania na żaden z tych tematów też nie napiszę, bo nie potrafię. Mogę napisać tylko non-fiction i raczej tylko o sobie, bo materiału o innych nie mam.
Ale..., może jednak coś wspomnę. Mam takie barwne wspomnienie z bardzo wczesnych poranków na obozach harcerskich w latach 60-tych. Widziałam wtedy wielokrotnie jak rodzi się dzień. Począwszy od brzasku, poprzez świt, aż do porannej światłości i jasnożółtego słońca wypływającego, a nawet wybuchającego nad lasem w pogodny dzień. Z każdą minutą było coraz jaśniej. Nagle, na polanę, na której stały całkiem jeszcze ciche, nieruchome namioty wpadały długie, ciepłe, złociste promienie. Te bardzo piękne, a jednak trochę kiczowate obrazy, obserwowałam z zachwytem na ostatnich nocnych wartach od godziny czwartej rano w sierpniu, a w lipcu już od godziny drugiej w nocy.
Te obrazy utkwiły mi na zawsze w pamięci. Dobrze, że dane mi to było oglądać. Odczuwałam wtedy wielką radość o poranku.
Potem już nigdy nie zdarzyło mi się wstać skoro świt. I właśnie przed chwilą zabrzęczała mi w głowie piosenka z lat 80-tych pt. „Radość o poranku”. Takiej radości, jak o poranku, chyba nie można zaznać wieczorem.
Gdy mieszkałam na wsi kilkanaście lat temu, miałam jedno okno skierowane na wschód, lecz zasłaniałam je szczelnie, by poranne światło mnie nie budziło.
Teraz od kilku miesięcy mieszkam w nowym mieszkaniu skierowanym na wschód. Słońce w pogodny dzień widzę dopiero po siódmej rano, gdy wschodzi dla mnie - zza sąsiedniego jedenastopiętrowego bloku. Widzę to rzadko, ponieważ poranki na ogół przesypiam. W drugiej połowie życia wolę wieczory niż poranki.
A wieczory ostatnio mam długie. Są to wieczory komputerowo-ksiażkowe. Czasem ciągną się głęboko w noc, i nie mogę się zdecydować, czy to jeszcze wieczór, czy już noc. Czy pora udać się na tak zwany nocny wypoczynek... To bardzo trudny moment, bo w ogóle nie wiem, po co mi ten wypoczynek. Po czym ja mam wypoczywać ? I dlaczego mój mózg nie chce zasypiać, gdy już w końcu przybiorę pozycję horyzontalną ? On pewnie mi sygnalizuje, że za mało doznał tak zwanej aktywności dziennej, i że należałoby jeszcze na przykład pobiegać po lesie, popływać w rzece, albo pograć w piłkę, tak jak to było 50 lat temu. Bo wtedy mój mózg na pewno w zgodzie ze mną bardzo chętnie by zasnął.