Pamięć genowa
i pozagenowa
Mama opowiadała mi o wojnie bardzo dużo, przez wiele lat. Pamiętam, że jako bardzo mała dziewczynka dziwiłam się, że używa zamiennie dwóch słów: wojna i okupacja. To drugie było dla mnie niejasne i mało zrozumiałe. Wojna jawiła mi się jako nieustanna walka zbrojna i pasmo tragedii. Kiedyś po kolejnej porcji wspomnień zapytałam: - Mamusiu, a jak długo trwała wojna ? Mama odpowiedziała: - tyle ile ty masz teraz lat córeczko. Ta odpowiedź była dla mnie przerażająca, bo ja miałam wtedy lat sześć. Potem bardzo często śniła mi się wojna. Śniła mi się oczywiście w straszny sposób. Pamiętam do tej pory pewien koszmarny sen. Byłam już chyba nastolatką. We śnie otaczali mnie hitlerowcy w mundurach. Nie było tam scenerii typowo wojennej; tylko czyste, sterylne biuro o białych wysokich ścianach i eleganccy, ale bardzo groźni oficerowie. Zmuszali mnie do donosicielstwa i jakiejś zdrady. Obudziłam się cała mokra ze strachu i długo płakałam.
Mama mówiła też często o dotkliwym głodzie, którego doświadczała w latach wojennych ona i jej rodzina. Młodsze siostry mojej mamy chorowały z niedożywienia, a Mamusia jako 18-letnia dziewczyna, nie mając wyboru, musiała podjąć bardzo ciężką, fizyczną pracę w prowadzonych przez Niemców zakładach zbrojeniowych w Starachowicach. Była to dla mnie okrutna i paradoksalna wiadomość; długo nie mogłam się pogodzić z faktem, że moja mama pomagała produkować niemieckie bomby. No ale cóż, była jedyną żywicielką wieloosobowej rodzinny, dziadek już nie żył, a babcia zajmowała się jej młodszym rodzeństwem. Mama się z tym pogodziła, więc i ja w końcu też.
Wydaje mi się, a nawet jestem pewna, że wielokrotne opowieści w moim wczesnym dzieciństwie o głodzie, pragnieniu chleba, a z drugiej strony oczywiste niedożywienie mojej mamy w młodości - to wszystko razem musiało odbić się na życiu moim i moich braci. Może dlatego wszyscy tak bardzo lubimy jeść ? Może dlatego uwielbiam opychać się słodyczami od dzieciństwa, no bo przecież podstawowych produktów żywnościowych nigdy mi nie brakowało. Może dlatego od dziecka byłam skryta, nieśmiała i obgryzałam paznokcie ? Może dlatego jako młoda osoba byłam bardzo spokojna, wręcz wycofana; a w wieku dojrzałym próbowałam to nadrobić rekompensując swoje braki okazywaniem nadmiernej pewności siebie, a czasem ostentacji w zachowaniu… Teraz wygląda to banalnie i śmiesznie również dla mnie samej, no bo cóż tam jakieś paznokcie, czy słodycze. Wydawałoby się, że to można skorygować…, a jednak nie.
Więc co tak naprawdę pozostało we mnie z przeżyć okupacyjnych matki i z pobytu ojca w niemie-ckiej niewoli jenieckiej, o której prawie nic nam nie opowiadał ? Nie wiem, i pewnie nigdy się nie dowiem.
Nie wiem, co mi mogli przekazać rodzice lub dziadkowie, w genach lub poza genami, bo taki sposób dziedziczenia też istnieje. Jest to całkiem nowa dziedzina nauki o nazwie epigenetyka - czyli badanie dziedziczności pozagenowej. Polega to na regulacji ekspresji genów w zależności od przeżywanych okoliczności i wpływów środowiska. Jestem przekonana, że doświadczenia moich przeszłych pokoleń jakoś na mnie oddziałują przez całe moje życie. Ale, jak ? - nie wiem i chyba już nie mam ochoty zbytnio się tym zajmować. Nie mam dzieci, więc nie jest to dla mnie zbyt istotne. Teraz wolę myśleć, że moje życie – w drugiej jego połowie – zależy już tylko ode mnie.