Czas
Teresa dawno już pogodziła się z przemijającym czasem. Te parę zmarszczek, które pojawiły się wokół jej wiecznie zdziwionych oczu przypominały jej jednak, że on płynie nieubłaganie. Niezliczone eksperymenty z coraz wymyślniejszymi kremami, nie są wstanie tego procesu ani zatrzymać, ani tym bardziej odwrócić. Uśmiecha się wtedy do lustra, myśląc, że te zmarszczki dają jej również poczucie spełnienia, równowagi i pewności, że błędy wieku cielęcego ma już za sobą. Niektórym wspomnieniom zacierają się powoli kontury, niektóre dostają całkiem nowych barw, zwykle jaśniejszych. Takie podkolorowane zdarzenia z przeszłości, co prawda nie są całkiem uczciwe, ale dają cudowną moc wybaczania i rozumienia ludzi, których los postawił na naszej drodze.
Kiedyś, zbuntowana i wiecznie z kimś lub czymś walcząca, teraz ma poczucie, że już wszystko widziała, wszystkiego doświadczyła i spokojnie z dystansu może się tylko przyglądać, jak młodsze pokolenia na szalonej karuzeli kręcą się nie mogąc złapać tchu i swojego ogona. Oni jeszcze biegną. Ona już nie. Jest w tym cudownym momencie życia, w którym nic nie musi, a wszystko może. Oni też kiedyś zwolnią, przystaną i ze zdziwieniem skonstatują, że ten bieg niczego nie przyspieszył, może poza chwilowym biciem serca albo rozwojem chorób spowodowanych nieustającym stresem. Z tym czasem, pomyślała, jest trochę tak, jak z tą lodówką. Dawniej, kiedy była młoda, zabiegana, głodna wpadała do domu i biegła do kuchni. Wszystko jedno co było w lodówce, a wiele nie było, łapała coś pierwszego z brzegu, ledwo gryząc, żeby tylko zaspokoić drażniący, niecierpliwy głód. Teraz, choć lodówka zwykle pełna rarytasów, zastanawia się długo, na co ma właściwie ochotę, wybiera, smakuje, a najczęściej niczego nie tknąwszy zamyka, bo wie, że to nie ucieknie, a większość smaków już zna. To ją trochę martwi. Jest coraz mniej ciekawa, co kryje garpowskie pudełko czekoladek. Właściwie lubi je wszystkie, ale dreszczu emocji przed nowym smakiem nie odczuwa na pewno. Ma czas. Na nim, jak na pięciolinii, coraz rzadziej pojawiają się radosne nutki, które przyspieszają oddech i puls. To raczej adagio niż allegro. Kiedy Teresa była jeszcze małą Terenią, problemy z czasem miała zgoła innej natury. Pierwszy, najważniejszy, to ten, że mama ten czas chyba gdzieś zgubiła. Ilekroć dziewczynka prosiła ją - pobaw się ze mną, poczytaj mi - matka niezmiennie narzekała, ze nie ma czasu. No to Terenia szukała go po całym domu, żeby zasłużyć na wspólna zabawę. A kiedy zadawała któreś ze swoich niezliczonych pytań i oczekiwała odpowiedzi, słyszała - daj mi proszę trochę czasu. To było najgorsze, bo naprawdę nie wiedziała jak on wygląda i jak miała by spełnić tę prośbę. Kiedyś usłyszała od ojca, że czas to pieniądz, więc opróżniła skarbonkę i dała matce wszystkie drobniaki. Obydwoje z tatą śmiali się z niej długo, a ojciec nawet kolegom powiedział, ze Tereska musi płacić matce, żeby jej poczytała. Było jej wtedy przykro i trochę płakała, a matka swoje – z czasem zrozumiesz. Nic nie rozumiała. Rodzice dawno nie żyją, a czas, ten magik, cudownie uleczył wszystkie rany z dzieciństwa. Teraz Teresa ma dużo czasu, wolnego, bardzo wolnego. Trochę ją martwi, że nie ma go komu oddać. Ale dopóki nie zatrze wszystkich śladów i wspomnień, postanowiła, że nie będzie go zabijać.