PREZENTY - w czasie pandemii
Słowo „prezenty” najczęściej kojarzy nam się z okresem bożonarodzeniowym a ściślej ze św. Mikołajem i Aniołkiem, choinką i rodzinnym spotkaniem, przeważnie trzypokoleniowym bo dorośli, dzieci i dziadkowie. Tak było do roku 2020 i niestety ostatnio wszystko jest inaczej; do góry nogami wywróciła nasze życie globalna pandemia i na całym świecie uwięziła wszystkich we własnych domach, w izolacji od najbliższych. Doskonale pamiętamy, że w naszym kręgu kulturowym bycie razem w okresie Bożego Narodzenia jest sprawą fundamentalną. Potrzebujemy spotkań z grupą, przynależeć do rodziny, gdyż istotą polskich Świąt była zawsze wielopokoleniowość i często święta bywają jedyną okazją w roku by spędzić czas z rzadko spotykanymi kuzynami czy wujkami.
Wszyscy, a szczególnie starsze pokolenie, jesteśmy dodatkowo przygnębieni z powodu przewrotności wirusa, bo to przecież dzieciaki chroniło się przed zarazkami roznoszonymi przez dorosłych, a teraz to one mogą być nosicielami śmiertelnego zagrożenia dla tych, którzy kochają je najbardziej na świecie. Ktoś trafnie tego wirusa nazwał „świrusem” bo jest tak nieobliczalny i nieprzewidywalny. Nie dość, że od mięsięcy spędzamy czas w izolacji, to Święta też mamy spędzić w odcięciu od wnuków, które wielu z nas w ostatnich latach uznaliśmy za sens naszego życia.
W efekcie strategie spędzania Świąt były różne. Moja Córka z Zięciem u których zawsze, od ponad dwudziestu lat, była rodzinna Wigilia – zdecydowali: teraz też tak będzie tym bardziej, że akurat w grudniu tego roku ich bliźniacze potomstwo świętowało 18-te urodziny i szczególnie właśnie babcie czekały na możliwość osobistego spotkania Wnuków. Aby plan się udał – dla przyszłych „o mało co” maturzystów – 10 dni przed Wigilią zarządzili reżim izolacyjny od rówieśników i sportowych zajęć. Podobne zachowania miały miejsce w rodzinie Syna gdzie 14-latka i 11-latek stale uczestniczą w treningach i turniejach tenisowych. Poza tym wszyscy tuż przed spotkaniem przetestowali się po to, aby chronić starsze osoby czyli babcie. Bo one w sumie nie są zagrożeniem ale zagrożonymi i to często przez dzieci. I warto wspomnieć, że jeszcze nie tak dawno takie sytuacje były nie do pomyślenia.
Teraz z perspektywy czasu mogę napisać: udało się, było jak zawsze. I prezenty tak ważne w tym grudniowym czasie dla każdego dziecka też były i jak zwykle pod choinką. Większość z nich zamawiana online wędrowała pocztą kurierską; podobno kurier to w okresie pandemii najbardziej popularne i zyskowne zajęcie, szczególnie dla młodych ludzi. Najmłodszy Wnuczek co jakiś czas przepytywał mnie telefonicznie czy był już kurier od Aniołka. Dzieci mają zdolności wyszukiwania w sieci prezentów, które mnie zaskakują. Na przykład lampa – projektor (laserowy) gwiazd Star LED, dzięki któremu każde pomieszczenie może być oświetlone milionem zielonych, czerwonych czy niebieskich kropeczek, podobno jest to jeden z obecnych hitów rynkowych. Gdy w następny dzień Świąt Wnuczka, w swoim już pokoju, zaprezentowała mi tę lampę byłam oczarowana tysiącem wręcz bajkowych kolorów, mieniących się w całym wnętrzu od podłogi po cały sufit. Starsza Wnuczka natomiast zadawała szyku Martensami na niebotycznie grubej podeszwie, które znalazła pod choinką. Chłopcy skupili się na elektronice, tłumaczyli mi i pokazywali na czym polega wyższość iPhona nad Samsungiem. No cóż, znak czasów!!!!
Chyba wszyscy wiemy i pamiętamy, że akurat prezenty pod choinką to najbardziej oczekiwany przez dzieci moment w te magiczne Święta. Mnie osobiście najwięcej radości sprawiła maleńka choineczka o wysokości 35 cm uwita z maleńkich świeżych gałązeczek jodły, ubrana też drobnymi bombkami, oświetlona miniaturowymi lampkami i to cudo wykonano w kwiaciarni na Woli Justowskiej.
I tak minęły 2 dni kontaktów świątecznych, mimo zakazów i nakazów, jednak muszę przyznać, że były one podszyte u nas dorosłych lękiem i świadomością dużego ryzyka. Następne dni to było odliczanie czy u wszystkich jest wszystko w porządku. Tak do 10 dni. I wróciliśmy do poprzedniej rzeczywistości COVID-owej izolacji i czekania na szczepienia.
Elżbieta Boroń