Zmysł Smaku

W minionym wieku, mając niewiele ponad dwadzieścia lat, jakimś cudem otrzymałam paszport co
zaowocowało dwuletnim pobytem na Wyspach i tam w szkole językowej poznałam Catherine, Francuzkę z
Clermond-Ferrand, jednego z najstarszych miast Francji, leżącym w dystrykcie Auvergne (Owernia), czy aby nie
najbardziej konserwatywnej części kraju.
Kiedy skończył się semestr i zbliżały Święta, Catherine pojechała do rodzinnego domu a po kilku dniach
dostałam od niej gruba kopertę z powrotnym biletem lotniczym na trasie ‘London - Clermond Ferrand’, z
dopiskiem „‘Prezent od moich Rodziców, musisz przyjechać’.

Języki wojenne

Jak wyrazić bezsilność, kiedy horyzont znika?
Kiedy dotkliwy jest brak Adresata, ale i brak języka.
Bo jeśli napisać Odezwę, Prośbę, to do kogo?
W jakim języku? Jakich słów użyć, którą pójść droga?
Oburzenia, pokory, rozpaczy, potępienia?
I czy to coś zmieni?

Bo kto z nich zrozumie język
zapuchniętej od płaczu kobiety
z ekranu, zakutanej w kurtki i czapki?
Jej syn, zawinięty w dywan, nieżywy
leży w ogródku przydomowym,
obok rozburzonej komórki.

Czas

  Z okien mojego domu na wyspie Wyobraźnia, lubiłam po zmroku ja obserwować. Kusiła tajemnica i niezwykłym blaskiem. Z książek wiedziałam ze jeśli nie mruga to nie jest gwiazdą. Nie mrugała. Pewnego dnia, z ciekawości, wybrałam się na nią.
Kiedy już stanęłam na wzgórzu z najstarszego bazaltu, tej z daleka tak ślicznej kuli, doznałam zawodu. Nie było tu jeszcze żadnego stworzenia, nawet glisty. Niczego zielonego, nawet jednej trawki, ba, nie było tu ziemi, choćby najcieńszej warstewki. Ot ostudzona planeta, gdzie zastygłe lawy, bure pagóry, kaniony wulkanów, rude ostre skały i parujące wody i niedbale rozrzucone kamienie spoczywały po trudach kotłowania się.
Stałam zdziwiona i niepyszna, z dołu dochodziły echa miarowych uderzeń fal, kołysząc cisze i bezruch okolicy. Zapadał zmrok. Ciekawiej zrobiło się, kiedy na ciemnym i czystym granacie nieba noc porozwieszała niezliczone kandelabry gwiazd, wielkich i wyraźnych. Rozpoznawałam znajome konstelacje. Było mniej obco. Wkrótce niebo zaszczyciła wielka kula z mapa jakichś lądów na niej i zrobiło się wokół błękitno-srebrzyście.

Romans

Każdego dnia, od lat,
czasem nocą, we snach,
gratis użyczam mu luster dwa.

On podziwia w nich swoje odbicie -
ja zajmuję się życiem.
Taki mamy pakt. Ja i Mój Świat.

Kapryśny sułtan mojego czasu,
wiruje ze mną po życia zakrętach,
przewrotność ma niepojętą.

Email.

Nie piszesz. Ja też nie. Jesteśmy jak dwie niemowy. A tyle sie dzieje.
Wczoraj po południu, w ogrodach, w słońcu, z tarasu znanej ci kawiarenki oglądałam taki obrazek.
Młoda klęcząca na trawie kobieta, z lupa w ręku, uwalniała z niej tęczowe kule.
Za kulami biegało jej dziecko, mała albinoska, w długiej sukience, słomkowym kapelusiku i jasnych rajtuzach.
Niby nic nadzwyczajnego, rodzinna zabawa w mydlane banki, w słońcu popołudnia.
Dziwna jedynie była jej cichość; żadnych okrzyków, głośnego śmiechu.
Za każdym razem, kiedy dziewczynce udawało się dotknąć kuli stawała zamrożona, z uniesionymi raczkami, niczym smutny posążek. Jej znieruchomienie trwało spora chwile.

Drzewo

W ubiegłym wieku, gdzieś, urywkowo przeczytałam pewną książkę dlatego, że zaintrygował mnie jej niebanalny narrator. Niestety mojej pamięci nie zechciało się porządnie zanotować ani autora, ani tytułu, ani wydawcy tej książki.

Wiedziałam tylko, że akcja dzieje się albo w Portugali, albo w Hiszpanii, a może w Argentynie. Jeszcze wtedy niezbyt interesowała mnie jej fabuła, ale zdaje się, że byłam jakoś urzeczona elegancją i pasją jej stylu. Często próbowałam tę książkę odszukać, bez skutku, bo jak odnaleźć osobę bezimienną i bez adresu?
Minęło trzydzieści lat zanim jakiegoś zimowego dnia, będąc w lokalnej bibliotece w Krakowie, niedbale zerknęłam na półkę wyprzedaży zmęczonych dubletów, dobrze wiedząc, że rzadko trafiały się tam ciekawe tytuły. Ten, na którym zatrzymałam oko też nie był zachęcający, był to wypisany dużą, czerwoną czcionką wyraz "Krew". Z jakiegoś powodu kątem oka zauważyłam, że autorka jest kobietą, Elena Quiroga - ciągle nic mi to nie mówiło. Książki nie wzięłam do ręki. Jednak już przy wyjściu, nagle włączył się twardy dysk mojej głowy, a raczej jego wyszukiwarka. Zawróciłam.

ZADZIWIENIA

Okazyjnie nasze zadziwienie nabiera głębi, kiedy rozpamiętujemy je z dystansu i uaktualniamy w czasie. Zdarzenie, które opiszę miało miejsce ponad trzydzieści lat temu na Krecie.
Do zagubionej wśród skał małej wioski dotarliśmy w samo południe dziwiąc się, że jest kompletnie wyludniona. Kiedy ledwo żywi od skwaru usiedliśmy przy wyschniętym bajorku, nad którym drzemała para zakurzonych kaczek, nawet ospały pies chudzielec nie zwrócił na nas uwagi. Pomni faktu, że w tym klimacie czas sjesty jest święty nawet dla zwierząt, postanowiliśmy tylko chwile odpocząć. Tym bardziej zaskoczył nas nagły wybuch energii, kiedy z krętej uliczki wyskoczył on, na czarno ubrany olbrzym. Olbrzym niezdarnie biegł w naszym kierunku machając rękami i wydając piskliwe, podniecone dźwięki. ‘Mieszanka szaleńca i pirata’ pomyślałam, a przez głowę przemknęło mi, że może to być koniec naszego swawolnego łazikowania po pirackiej części wyspy. Natychmiast wstaliśmy, niby na powitanie, ale bardziej ze strachu, a olbrzym widząc nasz dyskomfort, zatrzymał się jak wryty i jakby nagle świadomy swego wyglądu i naszych obaw, ucichł.

Postanowienia noworoczne, i nie tylko

Przy okazji roku Zbigniewa Herberta, pomyślałam sobie, że zacytuję kilka słów o jego postanowieniach lub życzeniach. Nie wiem czy noworocznych, ale dość przekornych. Pochodzą z listu do przyjaciela, Zdzisława Najdera, napisanego około 1971 roku, a brzmią tak:
Grzeszny jestem i niedbały, ale przyrzekam, że się poprawię.
Czasem mnie gnębi (a właściwie wciąż gnębi) moja niedoskonałość.
Chciałbym być wyższy i szczuplejszy i bardziej blondyn niż brunet.
Chciałbym wstawać rano o szóstej i po krótkiej modlitwie oraz gimnastyce godzinkę czytać Stary Testament, Odyseję i Horacego - oczywiście w oryginale.

Chciałbym więcej i dużo lepiej pisać, nie oddawać się bezpłodnym marzeniom.
Chciałbym, aby w Ojczyźnie mojej…  Chciałbym być dobrym Przyjacielem.
Chciałbym być dobrym mężem.  O, Boże, Boże!  

Ważna w życiu Osoba, Sytuacja

Zastanawiałam się czy nie wyjść tu z jakimś mega romansem, ale postanowiłam pozostać przy teorii tak zwanych zbiegów okoliczności. Bo to pewnie jest tak, że zanim spotkamy osobę lub sytuację ważką na całe życie, to ktoś lub coś miało w tym udział.
I tak, gdyby moja ciocia Hania, kuzynka mego ojca, przymusowo nie znalazła się po wojnie w sektorze Niemiec będącym akurat pod tymczasową jurysdykcją Anglików, to ja, ćwierć wieku później, nie znalazłabym się na Wyspach, co z kolei przesądziło o moich takich, a nie innych losach.
A więc wojna i mojej cioci Hani sytuacja, i co ważniejsze jej rodzinna tęsknota za kuzynem odpowiadają za wiele rzeczy!
I może jeszcze i to, że Hania nie miała brata; była jedną z pięciu córek. Nawiasem mówiąc, pojechałam ją odwiedzić zamiast mojego ojca, który był zbyt zajęty utrzymywaniem rodziny by podróżować. Jak okazało się, później ze względu na ich  wiek i zdrowie, wizyty nie były dla nich możliwe i właściwie nigdy się już w życiu nie spotkali.

Piękno

Ktoś powiedział, że "trochę piękna, harmonii i ładu jednak w życiu potrzeba”. Czyli piękno pomaga harmonii, a ta wprowadza ład życia i chroni przed chaosem. A źródła ich różnorakie.
Jedni odnajdują je w wierze i mistyce, inni w naturze a jeszcze inni w sztuce. Jednym z moich źródeł jest słowo pisane. Może dlatego, że potrafi ogarnąć i klarownie opisać nie tylko piękno harmonie i ład, odmalować wszystkie odcienie emocji. Opowiedzieć zarówno krajobraz , jak i czyjś los, lub ciekawą podroż. Przekazać wiedzę, doświadczenie, również rozwijać wyobraźnię. Zapewnia też znakomite towarzystwo ciekawych ludzi, i to bez wychodzenia z domu.
Stąd mój entuzjazm do różnorakich książek i ksiąg. Tu wspomnę tylko o tych starych. Nawiasem mówiąc, w nich częściej pilnowano reguły piękna zapisu, która w dużym skrócie brzmi :
     Proza to słowa w Najlepszej kolejności.
  Poezja to Najlepsze słowa w najlepszej kolejności.
Jak wiadomo, w antykwarycznej książce, oprócz treści i autora, liczy sie wiele innych detali.

dla Heleny

Telefon

Sobotni wczesny ranek w Krakowie, za oknem bury świat trzeszczy od mrozu i pachnie czadem, bo miasto musi jakoś się ogrzać. W kuchni brzęczy telefon. To pewnie odpowiedź na mój SMS, w którym informuję Obrażonego-od-Tygodnia, o tym że wyjeżdżam dziś, a nie za tydzień, jak wcześniej zapowiadałam. Przeoczenie w datach. Czasem się zdarza. Mnie często. Że mamy jeszcze trochę czasu, bo jak wie, lot jest wieczorem.

Nie pomyliłam się. Rozmowa jest maksymalnie krótka, oboje naburmuszeni, ale nie na tyle, aby zrezygnować z pożegnania. O odprowadzaniu na razie nie ma mowy.

LISTY

listyTekstów, które dziś otrzymujemy i wysyłamy nie da się ani powąchać, ani czule podotykać, nie widać też na nich charakteru pisma. Człowiek nie wie, czy byłyby to kulfony? zdobna kursywa? krągły maczek? w prawo,  czy w lewo pochylone ?
Grafolog nie miałby wiele do popisu studiując dzisiejsza korespondencję.
Ale to jeszcze nie wszystko. Dawniej też pisano niektóre listy na maszynie.
Najważniejszy jest odbiór - w sekundy po wysłaniu, czyli natychmiastowa obustronna gratyfikacja. Łączność non-stop, jeśli ktoś sobie życzy.
Mimo to cieszę się, że miałam szczęście żyć w czasach oczekiwania na listonosza. Było to frustrujące, ale sprawiało że listy były jakby ważniejsze i zawierały więcej z nadawcy. Geograficznie odseparowana od bliskich przez długie lata, otrzymywałam i pisywałam ich mnóstwo.

Myśli o Zmroku

Jest taka poetka, nosząca pseudonim Laurence Hope, której strofy mnie dawno urzekły. Żyła krotko, ale żarliwie i w większości w Indiach, zmarła w 1904 roku w wieku 39 lat. Korzenie miała irlandzkie, naturę i styl pisania osobliwe. Wydała tylko trzy szczupłe zbiory wierszy. Z jej życia mógłby powstać fascynujący film, co planowano, ale nie zrealizowano.
Laurence na imię miała właściwie Adela Florence, z domu Cory, po mężu Nicolson. W Anglii obecnie jest zapomniana, a przynajmniej niszowa.
Wybrałam jej wiersz "Strach dżungli" ponieważ jest o specyficznym, przedwiecznym niepokoju, ale jest również metaforą.
Zamiast streszczenia spróbuję wiersz przetłumaczyć.
Doświadczenie wojskowego obozu rozbitego na skraju dżungli, o czym również jest w wierszu, nie było Adeli obce. Nie mówiąc o tym, że przebrana za chłopca, pełniła niekiedy rolę adiutanta swego dużo starszego męża, podczas jego karkołomnych misji wywiadowczych na granicy Indii z Afganistanem.
Mąż, późniejszy generał Armii Brytyjskiej, był oficerem niekonwencjonalnym.
Z pochodzenia Szkot, poliglota, bardzo przystojny i niemal obłąkańczo odważny. Swoje misje podejmował nierzadko przebrany za tubylca, doskonale posługując się miejscowym dialektem.
Adela natomiast była drobniutka i niewielka. Posiadała jednak wielką wrażliwość, wyobraźnię i nietuzinkowy charakter. Rozumieli się doskonale, ale jej pasje i poezja nie tylko męża dotyczą. A teraz już wiersz.

K o b i e t y

Moje myślenie idealistki, również na temat kobiet, ma swój początek w organicznym 'sprzeciwie do podziałów' i w potrzebie harmonii, ale takiej by pozwalała na indywidualność.
Ponieważ wszyscy, niezależnie od płci, zaczynamy od tego samego, czyli od bycia człowiekiem, myślę że ulgi i przywileje nie należą się żadnej ze stron.  Co, oczywiscie, nie powinno przeszkadzać we wzajemnej fascynacji.
Owszem, biologia przydzieliła obu stronom jakieś role ale na to nie mielismy większego wpływu. Szkoda że, w dalekiej przeszłości i obecnie, sporo się przy nich majstruje, w imię różnych dobrych intencji, lub uznanych za dobre. Nadgorliwość w tworzeniu tych podzialow okazywała się jednak nieszczególnie korzystna dla ktorejkolwiek ze stron.
Żeby jednak nie zejść na ponure kaznodziejstwo - myśle że, bycie kobietą jest m.in. dlatego kobieco przyjemne, ponieważ przeglądamy się w męskim lustrze.
I odwrotnie.
Daje to obu stronom poczucie pozytywnej inności, jesli nie uroku, a przy okazji, w większości przypadków, zapewnia gwarancje przetrwania gatunku...

Podobno karnawał w Krakowie właśnie minął i smucić się już można... spróbuję nie zachęcać do tego, pomimo tematu, swoją drogą - chyba najważniejszego w życiu.

PRZEMIJANIE

oldmanRzekomo od pewnego wieku zdarza się ludziom częściej uczestniczyć w pogrzebach niż w innych uroczystościach. Pewnie nie z przypadku, ale dla zahartowania się.
A jeśli tak, to może dobrze byłoby tę nieprzyjemną Przemijalność jakoś sobie oswoić, co oczywiście, do tej pory niewielu z gatunku myślących do końca się udało, a właściwie wcale. Nawet gdy mówili, że tak.
Nie szkodzi, pocieszeniem może być to, że życie, samo w sobie jest podobno Cudem. Że tak łatwo się nie urodzić. Że nawet w drewnianym kościele może spaść nam cegła na głowę, et cetera, et cetera...

SPRZĄTANIE

Przywracanie lub wprowadzanie porządku, harmonii, estetyki, jasności i ładu gdziekolwiek jest na pewno pożyteczne i może świadczyć o cnotach czyściciela.

Mój osobisty stosunek do 'sprzątających czynności' jest, z reguły, uzależniony od nastroju i konkretnej potrzeby, raczej niż rytuału czy chwalebnego nakazu sumienia.
Po prostu, jeśli już czegoś któryś z kolei raz nie potrafię w domu czegoś odszukać , albo pilnie potrzebuje przestrzeni i ładu w myślach, to wtedy wiem ze jest to ten czas na poukładanie rzeczy, relacji wokół mnie albo pożegnanie się z nimi, co może okazać się niekoniecznie kojące...

Ogólnie, idealnie wysprzątane domy, mieszkania, biurka i dusze, zwykle, trochę mnie straszą, być może obawiam się sterylności ich właścicieli i tego ze moja nie-idealna obecność wnosi zamęt.
Natomiast niektóre dopracowane porządki, jak np. ładnie przygotowany do posiłku stół albo dyskretnie dziki ogród, sprawiają mi wiele przyjemności.

Myślę ze taki mały sobie nieporządek może być nawet miły i relaksujący, jeśli nie psuje go zasiedziała nieświeżość i nie gnębi poczucie winy.

Ulubione wiersze

Ze względu na limity czasowe spotkania wybrałam Haiku.
Autorem jest Japończyk Basho (1644-95), prawie rówieśnik Szekspira.

Godny podziwu
Ten kto nie pomyśli  "życie mija"
Widząc błyskawicę

Poeta sugeruje : jeśli coś tak niesamowitego jak błyskawica znika w ułamku sekundy to nasz bunt przeciwko przemijaniu życia pewnie nie ma sensu. Basho ma jednak podziw dla tych którzy wierzą inaczej. Można to również odczytać jako łaskawą ironię wobec tych, co nie myślą, lub wobec tych którym brak uważności.
Podejrzewam też, że logika poety jest jego własnym sposobem na obłaskawienie przemijania.

Moja Pierwsza Praca

Nieoficjalnie zatrudniono mnie już w wieku lat pięciu, ponieważ wtedy moim rodzicom urodził się syn, a ja brutalnie przestałam być najmłodszą w rodzinie. Była to praca bez wynagrodzenia, chociaż z licznymi obowiązkami, które wcale mnie nie zachwycały.
O związkach zawodowych wtedy jeszcze nie słyszałam więc uprawiałam swoją własną metodę dochodzenia praw do świętego spokoju. Po prostu w rozwrzeszczany otwór w twarzy „naszego Frania" wpychałam na siłę smoczek. Dziecko dziwnie błękitniało, ale jakoś przeżyło i ciągle ma się nieźle.

W tym samym czasie miałam również inną pracę, dorywczą, ta była trochę płatna, ale niestety tylko w naturze. Mianowicie, recytowałam dla starszych wierszyki, najchętniej za wynagrodzeniem. Jakieś pochwały i głaskania po głowie były owszem akceptowalne, ale za takie rzeczy moja widownia dostawała tylko recytacje krótsze. Te dłuższe jak na przykład „Przeleciał gołąbek przez wysoki dąbek, zobaczyć u Kasi jaki tam porządek" szedł w kilkanaście wersów i był wykonywany wyłącznie za porządne łakocie.

Joomla Template - by Joomlage.com