GRA

    Wszedł do gry w połowie stycznia tysiąc dziewięćset czterdziestego siódmego roku bez
przygotowania, instrukcji, znajomości zasad i regulaminów. Czysta, niezapisana, biała karta. Uczył się
obserwując i działając. Popełniał błędy i odnosił sukcesy. Z upływem czasu sukcesy zaczęły przeważać.
Dość gładko przechodził przez kolejne poziomy. W liceum ocenił, że wie już wszystko na temat gry.
Wypowiadał się na wszystkie tematy, stosował wymyślone przez siebie strategie, wygłaszał
autokratyczne sądy. Po prostu wiedział lepiej. Pomimo coraz częstszych porażek nie zmieniał swojego
postępowania, równocześnie szukając właściwej strategii. Dużo czytał, rozmawiał, był bardzo aktywny,
nabierał doświadczenia i powoli się zmieniał.

Urodziny

    Rocznica urodzin była dla niej od dziecka najważniejszym dniem w roku. W dzieciństwie był to czas oczekiwania na prezenty. Do dziś pamięta radość z pierwszego zegarka niemieckiej firmy Ruhla czy aparatu fotograficznego Druh, które były prezentami urodzinowymi w drugiej i siódmej klasie szkoły podstawowej. W kolejnych latach oczekiwanie na prezenty i radość z ich otrzymania zastępowały emocje związane z urodzinowymi spotkaniami z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi. Kontynuowała rodzinną tradycję spotkań rocznicowych przy obiedzie. Zawsze był nakryty elegancko stół, najlepszy serwis, używany tylko na specjalne okazje, sprawdzone i lubiane przez wszystkich potrawy, i to co najważniejsze rozmowy, wspomnienia i zdjęcia. Po prostu bycie razem. Spotkania urodzinowe dla przyjaciół i znajomych to szwedzki stół, muzyka, tańce i rozmowy często do białego rana. Te rytuały ewoluowały wraz z upływem lat. Z czasem dwie imprezy zastąpił obiad wspólny dla rodziny i przyjaciół. Pierwszy taki obiad wydała przed dwudziestu laty. Były dwadzieścia dwie osoby, zestawione stoły elegancko nakryte i tradycyjne, znane biesiadnikom od lat, menu. Udało się i tak zostało na kolejne lata.

Porządki

       To był trudny rok. Rok straty, porządków i rozliczeń. Był zmęczony. Bardzo zmęczony wydarzeniami w życiu prywatnym i otaczającym go świecie. Szumem informacyjnym, natłokiem reklam, telefonów z ofertami, sytuacją światową, wojnami zewnętrznymi i „wojną” polityczną w kraju. Miał już dość połowicznych kontaktów ze znajomymi i przyjaciółmi. Z tęsknotą wspominał dawne, jakże trudne a zarazem, wspaniałe lata. Lata gdy telefony były rzadkością. Gdy kończąc spotkanie umawiało się następne. Gdy odwiedzało się przyjaciół i znajomych z okazji i bez okazji często z zaskoczenia. Gdy po prostu wpadało się na chwilę by się zobaczyć i pogadać. Gdy niespodziewanych gości częstowało się tym co było, czasem tylko chlebem ze smalcem, kawą zbożową, herbatą Ulung. Gdy korespondencję przekazywało się Pocztą Polską, która list miejscowy dostarczała w ciągu jednego dnia, a zamiejscowy w trzy dni.

DZIESIĘĆ LAT Z ANTONIM

 

Gdyby nie to, że zajęty

i nie pora, nie czas randek,

pierwszym kandydatem do spacerów 

byłby...Antek

 

Odpłynęli w kapeluszach

już ostatni dżentelmeni

Tacy, co ich wiosna wzrusza,

tacy trochę nie z tej ziemi

Słuch

Słuch, zmysł komplementarny z pozostałymi, odrębny w swym zakresie i jak one poddany mózgowi, który nimi kieruje.

Dojechali na miejsce po południu. Dostali pokój na parterze z widokiem na sad. Za nim była łąka ciągnącą się pochylonym zboczem aż do potoku, za którym widniał las. Ułożyli dzieci spać. Potem zaszli do gospodarzy. Ustalili warunki pobytu, pogadali o tym i o owym i też się położyli. Obudził się po godzinie. Obudziła go cisza. Cisza, z którą nie miał do czynienia od dzieciństwa. Z tego okresu, z wakacyjnych wyjazdów pamiętał ciemne i ciche wiejskie noce. Jeśli niebo było zachmurzone nic tej ciemności nie rozjaśniało i nic nie zakłócało ciszy. Przemęczył się do rana. Żona i dzieci spały nieprzerwanie.

Smaki

Lubił jeść. Jeśli w dzieciństwie sprawiał rodzicom kłopoty to nie były one związane z jedzeniem.
Przez całe życie lubił biesiadowanie, rozmowy przy stole, degustacje, różnorodne trunki i napoje oraz
rozmowy w dobrym towarzystwie. Zbierał też smakowite wspomnienia.
Z ziemianki, wykopanej w cieniu chałupy przy jej ścianie, przyniosła duży kamionkowy garnek
przykryty lnianym płótnem. Postawiła na stole. Odkryła. Zebrała z wierzchu gęstą warstwę żółtawej
śmietany i przełożyła ją do słoja.

Wzrok

  Był sam. Żonę przed kilku laty pokonał nowotwór. Dzieci niedługo po studiach wyjechały za granicę. Syn do USA i tam się ożenił, a córka założyła rodzinę we Francji. Przyjeżdżali na urlopy do Polski. Syn raz w roku, córka częściej. To były intensywne spotkania a samotność po nich dokuczliwsza. Przed laty gdy rozmawiali z żoną o emeryturze planowali zwiedzanie Polski kraju, rodzinnego, którego właściwie nie znali. Teraz gdy przed rokiem został emerytem ten wspólny plan był już nierealny. Zostały mu książki odłożone do przeczytania na ten czas, porządkowanie zdjęć i papierów, spacery oraz codzienne prace domowe.

Magia

  Hieronim Trzyrazysprawdźzanimwypijesz wychował się w magicznym domu. W otoczeniu starych ksiąg,magicznych kul i różdżek, czarnych jak smoła kotów, ziół wszelakich suszących się w całym domu oraz różnych przedmiotów nieznanego przeznaczenia.
Matka Hiacynta zajmowała się magią wieloaspektowo. Wróżyła, rzucała i odczyniała uroki, leczyła ludzi i zwierzęta uwalniając ich od wszelakich dolegliwości. Wprawdzie z różnym skutkiem, ale mimo to sława jej nie miała granic.

Spotkanie z sobą

Nie zostawiaj telefonu na później...
Nie zostawiaj słów "kocham Cię”, "przepraszam” na później.
Nie odkładaj ludzi na później, ani rozmowy, przytulenia, pocałunku.
Nie zostawiaj tych słów na później, ani tego spotkania.
Ponieważ później, może zabraknąć czasu,
ponieważ później życie się kończy,
ponieważ później na wszystko, może być już za późno..
(Świat jego oczami - Sześćdziesiąt Sekund - FB)

Spotkanie    

    Przed wielu laty spotkałem Panią przy zielonym stoliku. Uzgodniliśmy kontrakt i gramy już pięćdziesiąt cztery jesienie, pięćdziesiąt cztery zimy, pięćdziesiąt cztery wiosny i pięćdziesiąte czwarte lato.

Antoni Niedziałkowski

Gdyby ktoś ci powiedział, że...

Gdyby ktoś ci powiedział, że………… to w zależności od dokończenia zdania:

Zapytałbym:
- skąd to wie,
- dlaczego mi to mówi,
- dlaczego uważa, że to dla mnie dobre,
- jak mogę mu pomóc,
- czy uczestniczył w tym wydarzeniu,
- co o mnie mówi pod moją nieobecność,

Antoni Niedziałkowski

Okoliczności

    Po ciężkiej nocy obudził się ze świadomością, że wczoraj uczestniczył w pogrzebie kolejnego rówieśnika, a czasy gdy często bywał na ślubach i chrzcinach, a na pogrzebach sporadycznie, bezpowrotnie minęły. Uświadomił sobie, że od pewnego czasu planuje w perspektywie najwyżej roku, a każdy kolejny dzień jest dla niego coraz większym wyzwaniem. Przypomniał sobie jak trudnym dla niego było porządkowanie i likwidowanie rzeczy po zmarłych bliskich mu osobach i postanowił skoncentrować się na porządkowaniu swoich spraw, by oszczędzić tego doświadczenia dzieciom.

Drogowskazy

To było dawno. Bardzo dawno. Wrócił ze szkoły zapłakany z powodu zgubionego piórnika. Mama przytuliła go, głaskała po głowie i spokojnym głosem mówiła. „Wiem, smutno ci bo to był ważny dla ciebie piórnik. Tak często jest z rzeczami. Tracimy je i uczymy się bez nich żyć. Nie raz jeszcze stracisz coś w życiu. Ważne byś zapamiętał, że tylko to co wiesz i co potrafisz zostanie z tobą na zawsze. To kapitał na całe życie. Z nim zawsze dasz sobie radę. Pamiętaj ucz się.” O smutku po piórniku szybko zapomniał, ale słowa matki zapamiętał. Wracały do niego jak mantra w chwilach zwątpienia, lenistwa i niechęci do nauki.

przypadekPrzypadek

Wyjechali na wieś na kilka dni zamknąć dom przed zimą. Odpoczywali po obiedzie.
- Zadzwoń do Sławy, dawno nie mieliśmy z nimi kontaktu.
- Nie porozmawiałam długo bo właśnie wróciła z zakupów. Wyobraź sobie kupiła w miasteczku szczepionki. Podobno są we wszystkich aptekach. Sprawdził w internecie. Nie we wszystkich były, ale trafił w jednej i zamówił. Zbieraj się jedziemy. Mamy odłożone na dwie godziny.
Na miejsce dotarli po dwudziestu minutach jazdy. Kupili szczepionki. Aptekarka wydając je zapytała kiedy mają zamiar się zaszczepić. Powiedzieli, że za kilka dni po powrocie do miasta. To mogą mieć państwo kłopot. Szczepionka powinna być przechowywana w niskiej temperaturze.

Kolacja już czeka...

Wspólne jedzenie, konsumpcja czy posiłek to czynność budująca więzi, ułatwiająca porozumienie i gruntująca relacje między ludźmi. Wspólny stół towarzyszył ludzkości od zarania i spełniał, jak sądzę, podobną rolę jak obecnie. Jest integralną częścią różnych uroczystości rodzinnych oraz uzupełnieniem świąt i ważnych rocznic. Brak biesiadowania, spotkań i kontaktów skutkuje rozluźnieniem więzi. To destrukcja relacji.

Decyzja i życie

Decyzja. Temat niemalże idealny. Można:
• napisać bajeczkę dla dzieci z morałem,
• opisać rozterki przy podejmowaniu decyzji o zawarciu związku,
• przedstawić dramat maltretowanej decydującej się po dwudziestu latach cierpień na opuszczenie tyrana,
• zobrazować radość z wygranej na loterii
• lub podejść do zagadnienia refleksyjnie….

kot1Bazyli

Tym razem powrót ze szkoły spacerem przez miasto okazał się kiepskim wyborem. Styczniowe mrozy nie były czymś nadzwyczajnym, ale dzisiaj było zimniej niż zwykle za sprawą wiatru. Jeszcze tylko kawałek przez Planty i będzie w domu. Zatrzymało go miauczenie spod ławki stojącej na wprost bramy jego kamienicy. Pod ławką siedział skulony pręgowany kotek. Biedota taka. Siedział, miauczał i patrzył zielono-żółtymi oczyma. Przykucnął i pogłaskał go. Pod ręką czuł drżące futerko. Co z nim zrobić. Zostawić to pewnie zamarznie. Zabrać to będzie w domu afera. Pamiętał dyskusję gdy chciał mieć psa. Zobaczymy. Wstał i skierował się do domu. Nie oglądał się. Gdy otwierał bramę poczuł szarpnięcie za nogawkę i zobaczył wczepionego pod kolanem kotka. No, to zdecydowałeś. Teraz czeka nas przeprawa. Masz się dobrze zaprezentować Babci. Od niej wszystko zależy. I zapamiętaj, od teraz będziesz się zwał Bazyli.

Mały KsiążeSkutki oswojenia

Był przy ognisku z grupą znajomych. Znajomych bardziej i mniej. Patrzył w ogień, a potem w wygwieżdżone niebo. Bardzo lubił te chwile. Trzask palonego drewna, strzelające wokół iskry prawie takie jak gwiazdy na niebie. Zapach dymu i pieczonych kiełbasek, rozmowy i piwo, gitara i śpiew. W tym gronie czuł się bezpiecznie. Znali swoje mocne i słabe strony. Nie naruszali granic. Przyjaźnili się od lat.

Trudno

Trudno podejmować ryzyko,
Trudno nie martwić się,
Trudno sprzeciwić się grupie, mieć własne zdanie,
Trudno nie oceniać innych,
Trudno nie pouczać,
Trudno nie udzielać rad,
Trudno realizować postanowienie noworoczne. Inne też trudno.
Trudno wytrwać,

Trudno pozbyć się złych nawyków,
Trudno zwalczyć uzależnienia,
Trudno dotrzymywać zobowiązań,
Trudno przyznać się do depresji,

anGrzech

Przyszedł wcześniej niż zwykle. Lubił ten zakątek. Odkryli go przed rokiem podczas pierwszego spaceru. Boczna, ślepa alejka parku kończąca się niewielkim kółkiem z jedną ławką. Wokół drzewa, wysokie krzewy, w środku rabata z kwiatami. Miejsce odosobnione, niewidoczne z głównej alei. Było tu cicho. Daleko od miejskiego gwaru. Jedynie ptaki i zapach zieleni. On przychodził wcześniej, ona zawsze punktualnie. Ten czas przed przyjściem Zosi to był jego czas. Czas bycia tylko z sobą. Tak dziwnie potoczyło się życie. Poznali się w dziesiątej klasie liceum na imieninach jego kolegi z klasy. Ona była koleżanką siostry Zbyszka. Z prywatki wyszli razem. Odprowadził ją do domu i potem odprowadzał jeszcze wielokroć. Byli parą. Wspólne spacery, wycieczki, kino i nauka. Potem wakacje na Mazurach. Wypożyczony kajak, odkrywanie piękna jezior, biwaki pod namiotem. Intymność, bliskość. Wspólnota myśli i emocji. Było im razem dobrze, i tak przez cały rok do matury.

Wyspa Skarbów

  Wyspa skarbów Roberta Louisa Stevensona to jedna z pierwszych samodzielnie przeczytanych książek. Marzenia i przeżycia z nią związane pamiętał do dzisiaj. Kolejna wyspa to wyspa Monte Christo. Przygoda i wyobrażenie o potędze majątku i wolności dawanej przez jego posiadanie. Potem prozaicznie matura, studia, poszukiwania celu i sensu. Małżeństwo, praca, dzieci. Codzienna krzątanina, kolejne cele marzenia realizowane lub nie. Zdobywanie trudno zdobywalnych. Radość z tych zdobyć. Obrastanie w rzeczy potrzebne i niepotrzebne. Troska o wykształcenie i usamodzielnienie się dzieci. Zmiany pracy, na być może ciekawszą, lepiej płatną. Dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Nie rejestrował ich upływu.

Prezenty

Prezent to coś podarowane. Efekt wzajemnych relacji lub nadzieja na nawiązanie takowych. Dajemy go, bo chcemy: sprawić radość obdarowanemu, pokazać się, odwdzięczyć lub dać powód do wdzięczności. Długo by tu wymieniać, bo tych przyczyn jest wiele. Dawanie prezentów jest sztuką, podobnie jak ich przyjmowanie. Obyczaje związane z prezentami zmieniały się. Zmieniała się ich symbolika, ukryte znaczenie jak również kryteria, co wypada, a co nie. Różne dla narodów, społeczeństw i środowisk. Temat rzeka szeroko omawiany w poradnikach savoir vivre i nie tylko.

Dobre maniery

  Nie siorp, nie mlaskaj, nie rozpychaj się, nie nabieraj tyle na talerz są jeszcze inni przy stole. Nie siadaj pierwszy przy stojącej starszej osobie. Szanuj starszych i w ogóle innych ludzi. Ustąp starszym pierwszeństwa, zwolnij im miejsce. Wstań gdy starsi i wyżsi w hierarchii stoją. Nie wymądrzaj się, słuchaj co inni mają do powiedzenia. Nie przerywaj wypowiedzi mówiącemu, wysłuchaj do końca. Wchodząc ustąp drogi wychodzącym. Pomagaj potrzebującym pomocy. Masz tylko to co masz w głowie i co potrafisz, wszystko pozostałe możesz stracić w jednej chwili. Nie sądź ludzi po wyglądzie, dyskretnie obserwuj i słuchaj. Dbaj o czystość również butów, ubrania i otoczenia.

Angielscy dżentelmeni

Nigdy nie byłem na Wyspie. Nie było okazji, woli, możliwości. Dziś wiem, że wszystkiego po trochu. Od dziecka gdy słyszę Wielka Brytania myślę Londyn, a Londyn to Tower Bridge, Big Ben i gmachy Parlamentu. To Pałac Buckingham, siedziba monarchów brytyjskich, to Muzeum Brytyjskie i Hayde Park. To centrum światowego biznesu siedziba banków, towarzystw ubezpieczeniowych i wielu innych instytucji wpływających na funkcjonowanie świata. To demokratyczne rządy, to zmiany warty przed siedzibą Królowej, to tradycja i kultura obyczajów.

Bezradność

Jest doświadczeniem indywidualnym. Dla niektórych jest abstrakcją, dla innych stałym elementem codzienności. Przychodzimy z nią na świat i towarzyszy nam przez całe życie. W różnej postaci i natężeniu. Początkowo jest czymś oczywistym. Nic nie wiemy, wszystkiego się uczymy. Próbujemy, obserwujemy, podglądamy i stajemy się coraz bardziej samodzielni. Radzimy sobie z przeszkodami. Nie znamy ograniczeń. Ten uroczy i twórczy stan temperują nakazy i zakazy rodzinne, a potem szkoła. Ta ostatnia potrafi z potencjalnego geniusza zrobić powolnego otoczeniu, bezradnego wykonawcę cudzych zamierzeń.

Masz wybór. Nieustannie masz wybór

***
- Ten wiejski poproszę krojony. On jest na zakwasie?
- Nie . Na drożdżach. Na zakwasie mamy pełnoziarnisty, żytni z foremki
- To też poproszę i krojony jak tamten
- Tego chleba pani nie pokroję
- A dlaczegoż to?
- Nie mogę bo świeży oblepia ostrza krajalnicy
- No to wezmę niekrojony i jeszcze dwie bułeczki kiedyś kupowałam. Nie pamiętam nazwy . Zaczynała się na o…
- Może orkiszowe?
- O tak, tak właśnie to one. I jeszcze babkę drożdżową tylko na zakwasie
- Nie mamy takich babek
- A jakie macie?

Maj

Maj, maj i znowu maj. Kolejny. Ile już ich minęło? Strach policzyć. Ile przede mną? Nie wiadomo. Liczy się ten obecny. Zmienny jak kiedyś kwietnie bywały. Trochę deszczu, chłodu, słońca. Ciepło i wiosennie. Eksplozja zieleni. Zażółcone forsycje, zakwiecone rabaty w parkach i na skwerach. Dzikie łąki pełne mleczy. Świeczki na kasztanach i kwitnące jabłonie. W tym wszystkim głosy ptaków budujących gniazda, zasiedlających budki lęgowe i wszelkie przydatne do wylęgu miejsca.

Spotkanie po latach

   Zadzwonił przed tygodniem i zaproponował spotkanie, w południe, w kawiarni tej co zawsze. Zgodziła się. Zastanawiała się dlaczego. Rozstali się zaraz po studiach. Od trzeciego roku byli parą. Po obronie oboje stwierdzili, że już parą nie są. On wyjechał najpierw do Niemiec, a potem do Stanów.

Wiersz, nie wiersz

Ciepło twoich rąk, ukojenie, bezpieczeństwo,
Twój głos opowiadający, objaśniający świat.

Twoje dobre rady, zalecenia, nakazy,
Spory, odrzucenie, dorastanie, samodzielność buntownika

Znowu razem, wyjaśnienia, zrozumienie
Wsparcie wzajemne w trudnych chwilach

Praca, rodzina, obowiązki. Znów obok siebie.
Córki – wnuczęta. Dni zbyt krótkie.
Babcia kochająca, nie nachalnie.
Skłonna do zabaw wszelakich.

Twoje oczy nieobecne, niepoznające
Myśli nieodgadnione, słowa niezrozumiałe, nieskładne
Oddech krótki, szybki, powolniejący.
Dłonie chłodne, coraz chłodniejsze. Zimne.
Jeszcze tylko zamknę Ci powieki Mamo.

W sanatorium

Terkot budzika przerwał mi spacer po łące. Pierwszy raz w obcym miejscu przespałem całą noc. Dobra zapowiedź zaczynającego się turnusu. Kochana Anka, 
że mnie tu przywiozła, ulokowała, oprowadziła, pokazała wszystkie ważne punkty 
w budynku. Nawet na spacer po okolicy zdążyliśmy pójść. Dam sobie radę. Przecież to nie pierwszy raz jestem sam w obcym terenie. Może kogoś poznam jak poprzednio. Łatwiej byłoby we dwójkę. Ciekawe jaki turnus, co za ludzie. No, zaraz zobaczę. Zbieram się. Łazienka na wprost łóżka. Siedem kroków, po drodze mijam stół. 
W łazience po lewej od drzwi muszla, potem bidet, umywalka i kabina. No, to po kolei zaliczamy. Suszarka miała być koło umywalki. I jest. Teraz do szafy. Dziś 
w tonacji niebieskiej.

U dentysty

Delikatne ćmienie z upływem czasu przechodzi w coraz intensywniejszy ciągły ból. Mój dentysta na urlopie. Wróci za trzy tygodnie. To trochę długo. Poszukiwania wśród krewnych i znajomych. Mam adres. Trzeba przyjść w poniedziałek, środę lub piątek około siedemnastej i czekać. Przyjmuje w kolejności przyjścia. Idę ulicą od Plant do Alei Słowackiego szukam podanego numeru. Jest. Wchodzę do sieni. W jej połowie w lewo drzwi. Na drzwiach jedynka tak jak mi podano. Dewizki z nazwiskiem brak. Dzwonka też. Pukam. Nikt nie otwiera. Naciskam klamkę, drzwi otwierają się. Przede mną przedpokój. Wąski korytarz słabo oświetlony jedną żarówką w lampie pod sufitem. Po obu stronach krzesła, ława i fotele. Wszystko zajęte.

Sumienie

Było zimno. Pierwszy śnieg i pierwszy mróz. Pod płotem leżał skulony, trzęsący się 
i pomiaukujący mały kotek. Taki zwykły pręgowany dachowiec. Tak powiedział tato gdy przyniosła go do domu. Od dawna prosiła rodziców o psa lub kotka. Nie zgadzali się. Mówili, że jeszcze jest za mała, że ma dopiero sześć lat, że może kiedyś jak podrośnie. Nie byli 
zadowoleni, ale pochwalili ją za dobre serce. Ostatecznie zgodzili się, żeby kotek został 
w domu do wiosny pod warunkiem, że będzie się nim opiekować. No i został. Kłopotu i radości było z nim wiele. Szybko rósł i psocił. Ciotka, która z nimi mieszkała nie cierpiała kotów. Namawiała rodziców by się go pozbyć bo jej przeszkadza. Któregoś dnia kotek zniknął. 
Pomimo poszukiwań nie znalazł się. Ania zapłakana martwiła się o niego. W sobotę wieczorem gdy szła do łazienki usłyszała w kuchni podniesione głosy.

Sąsiedzi

Zaczęło się od długiej giętkiej witki wierzbowej. Zręcznie umocowana w rozwidleniu między pniem, a wyrastającą z niego gałęzią, była fundamentem. Potem przyszły kolejne. Długie i krótkie. Giętkie i sztywne. Przeplatane, krzyżowane, i mocowane misternie w powiększającej się konstrukcji. W drugim etapie pojawiło się zadaszenie i w ciągu niespełna dwóch dni przed naszymi oknami zamieszkały dwie sroki. W gnieździe na poziomie piątego piętra były bezpieczne. No, nie do końca. Już drugiego dnia pod nieobecność srok pojawiły się dwie kawki bardzo zainteresowane opuszczonym gniazdem. Na szczęście sroki w porę wróciły i po wielkiej awanturze pogoniły intruzów.

Teraz mamy dodatkowe zajęcie będziemy sąsiadów podglądać.

Antoni Niedziałkowski

Rocznicowo w karnawale

Rok 1971 był rokiem szczególnym. Był to rok kończenia studiów, poszukiwania pracy i ślubów. W gronie przyjaciół z harcerstwa trzy pary 
stanęły na ślubnym kobiercu. W różnych terminach i scenariuszach. Wspólna była tylko liczna grupa gości weselnych. Jedna z par przysięgała sobie, że się nie opuszczą aż do śmierci, z początkiem roku, w karnawale. Świetny to był wybór i brzemienny w skutki. Już po roku okazało się, że trzeba uczcić mijająca pierwszą rocznicę. Zwołali wiarę, i zorganizowali prywatkę. W kolejnych latach ten zwyczaj utrwalał się, aż stał się tradycją. Tradycja ma to do siebie, że jak już się nią stanie to nie ma odwołania. Musi być jak zawsze. Z czasem zwykłe prywatkowe spotkania przekształciły się w bale kostiumowe.

Pamiętam jak…

Pamiętam jak wieczorem szesnastego października 1978 roku ogłoszono wybór kardynała Karola Wojtyły na Papieża. Radosne grupy kleryków ogłaszały tę wieść krakowianom, a głos Dzwonu Zygmunta z Wawelskiej Katedry ją udostojnił. Cieszyliśmy się 
z tego wyboru niezależnie od przekonań. Już w czerwcu 1979 roku Jan Paweł II pojawił się w Polsce z pielgrzymką upamiętnioną wezwaniem „Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”

Jan Paweł II w swych pielgrzymkach do Polski chętnie kontaktował się bezpośrednio 
z wiernymi. Był ludzi ciekawy. Jak tylko nocował w Krakowie z okna Kurii rozmawiał ze zgromadzonymi tłumami. Te okienne spotkania stały się z czasem tradycją, 
a okno Papieskie miejscem symbolicznym.

Nigdy bym nie uwierzył..

Chwila ICH emocji i po dziewięciu miesiącach pojawiłem się na świecie. Początkowo byłem najważniejszy. Dbano o mnie. Troszczono się o wszystko co potrzebne do mego rozwoju. Wystarczyło zapłakać w odpowiednim momencie. Wraz z dorastaniem sytuacja się zmieniała. Zmieniały się też sposoby wzajemnej komunikacji. Mijały lata. Dorastałem. Oczekiwania i potrzeby moje coraz bardziej różniły się od ICH. Kontestowałem oczekiwania. Zgłaszałem własne pomysły na życie. Szkoła średnia była przełomem. Jako zbuntowany nastolatek chodziłem wyłącznie własnymi drogami. Miałem kolegów, koleżanki i ciekawsze pomysły na spędzanie czasu niż nauka. Uczyłem się tyle, żeby z niezłymi świadectwami kończyć kolejne klasy.

Nadbaba
(wyrazy zapomniane lub takie, które zmieniły znaczenie)

Bytowała w obszernym belwederze. Po śmierci męża samotnie. Garło mijało jej monotonnie. Imię miała duże, ale nie korzystała z niego. Żyła skromnie. 
W przeciągu wokół domu uprawiała jarzyny, miała też krzewy i drzewa owocowe. 
Na jej potrzeby było tego z nadmiarem. Ten nadmiar na frymarku przefurmaniała na stawinogę, kukiełki, odziankę, pościałkę i inne potrzebne jej towary. Ostatnio kupiła przyciemkę, futrowiznę i nocliczek. Lubiła te wyprawy.

Dzieci, dzieci, dzieci...

Rodzi się. Małe bezbronne. Jakie by szpetne nie było dla rodziców to osmy cud świata. Coś pięknego, wspaniałego. Podobnego do mamusi, albo tatusia, albo do obojga po trochu. Dziecko. Z dnia na dzień rośnie. Początkowo głównie je i śpi. Jak coś mu dolega płaczem przywołuje. Następne lata znane każdemu kto miał dziecko albo sam albo w rodzinie. Z czasem to cudo usamodzielnia się i rozpoznaje granice. Pierwszy raz jest kluczowy. Dzieciak coś sobie postanowił i spotyka się z odmową. Uruchamia płacz, krzyk, czasem rzucanie się na podłogę.

Jeśli ten teatr wygra rodzice mają przechlapane.


Antoni Niedziałkowski

Co jest ważne ?

 Co jest ważne? Pytanie istotne, a odpowiedzi jednoznacznej brak. Każdy ma swój zbiorek prawd i przekonań określających ważne i najważniejsze w życiu, w pracy w rodzinie itd.
Dla mnie życie jest najważniejsze, bo jedyne, niepowtarzalne i nieuchronnie skończone. Determinują je czynniki od nas niezależne i zależne. I tak sobie myślę, że bardzo ważnym w życiu jest:
Poznanie możliwie jak najwcześniej tego co nas rozwija, ciekawi 
i sprawia radość, a następnie zrobienie z tego źródła dochodu
Opracowanie własnego „dekalogu” wartości i ważności, który będzie drogowskazem w codziennym życiu i przy podejmowaniu decyzji:

Zjazd koleżeński

Trzymał w ręku szarą ekologiczną kopertę, taką jakich sam używał. Nadawca Stanisław M. z Gdańska. Kto to u licha jest. Gdańsk. Drugi koniec Polski. Nie miał tam nikogo znajomego. A może miał, tylko nie wiedział? W kopercie kartka, wydruk z komputera. Zaproszenie na spotkanie koleżeńskie w dwudziestą piątą rocznicę ukończenia szkoły podstawowej. Adres lokalu w Warszawie i termin piętnastego czerwca godzina 18. Nocleg na miejscu. W niedzielę - dla chętnych spacer po Warszawie z przewodnikiem, a dla niechętnych czas wolny. Za trzyosobowy komitet organizacyjny podpisany Staszek M. No i dylemat niczym z Hamleta. Jechać czy nie jechać?

Nocny kurs

Pierwszy nocny kurs. Wyruszam z pętli. Autobus prawie pusty. W połowie wozu po lewej stronie, zajęty lekturą z czytnika, młody mężczyzna o ciemnej skórze. Chyba Hindus. Trochę za nim po prawej stronie zapatrzona w okno młoda dziewczyna, blondynka. Na końcu grupka młodych ludzi. Weseli, głośni, widać że po kilku drinkach. W sumie jak zwykle o tej porze w weekendowy wieczór. Kolejne przystanki, wysiadający, wsiadający. Autobus się zapełnia, ale tłumów nie ma. Spokojnie. Kolejny przystanek. Wysiada kilka osób, za to wsiada dwóch „prawdziwych Polaków”. Wygoleni. Ubrani w mundurki moro i czarne koszulki
z nadrukiem „Stop islamizacji Polski”. Do tego buty wojskowe i wielka pewność siebie. Rozglądnęli się i zasiedli niedaleko Hindusa. Już wiem, że będą kłopoty.

Świat mój, twój, nasz

Mój świat, nasz świat. Dwa różne światy. Na swoje postrzeganie świata mam wpływ. Na to co mnie otacza i gdzie świat zmierza wpływ mam już ograniczony. Bardzo ograniczony. Mogę starać się zmieniać otoczenie . Mogę segregować śmieci, kontestować bzdurne decyzje polityków, mogę pomagać potrzebującym, mogę… Wiele jeszcze mogę. Tyle, że to wszystko za mało by zatrzymać świat przed katastrofą.

Od pewnego czasu zmienia się ustrój świata. Decyzje o sposobie eksploatacji przyrody przechodzą od narodów do koncernów. One to uzyskując coraz większy zasięg oddziaływania realizują swoje interesy dążąc do maksymalizacji zysków. Wpływają na polityków, generują i kształtują potrzeby ludzi, nie bacząc na koszty społeczne i ekonomiczne swego działania.

Opowieść o drzewach

Dorastał w środku puszczy, na szczycie, w słońcu, otoczony zielenią. Wśród śpiewu ptaków brzęczenia owadów i szumie liści. Jesienią dojrzały spadł. Niedługo leżał. Pojawiła się locha 
z warchlakami i wylądował w żołądku jednego z nich. Miał szczęście, że w całości. Z trudem znosił niedogodności wędrówki aż któregoś dnia, na obrzeżach puszczy, opuścił ciało warchlaka. Zimę przetrwał wgnieciony w ziemię i przysypany grubą warstwą liści. Na wiosnę wypuścił korzenie.

Przodkowie

Przed kilkunastu laty mój kuzyn podarował mi opracowane przez siebie drzewo genealogiczne naszego rodu. Dotarł on w poszukiwaniach aż do 1632 roku. Ucieszyło mnie to opracowanie, tym bardziej, że niewiele wiem o moich przodkach. Z drzewa dowiedziałem się, że matką mojego pradziadka była Francuzka, a on sam ożenił się z Austriaczką. Tak więc mam w sobie zarówno krew jak i geny tych nacji. Nie powiem, żeby mnie to specjalnie zmartwiło, czy ucieszyło. Nic wielkiego, ani nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Życie bowiem stwarza trudniejsze sytuacje.

Otwieram drzwi, i ……….

Szukaj w bibliotece. Patrzył na te słowa chyba po raz setny. Pięknie wykaligrafowane ręką dziadka litery i podpis Feliks. Ot i cały testament dziadka. Kolejna zagadka, tyle, że już ostatnia. Odkąd pamiętał z dziadkiem nigdy do końca nie było wiadomo kiedy żartuje, a kiedy mówi poważnie. Nigdy nie pouczał, nie wtrącał się, obserwował. Uczył i wychowywał przykładem i zagadkami. Coś podpowiadał, a potem szukaj bracie w potężnej bibliotece dziadka rozszerzonej o zasoby Internetu. Internet to była ostatnia fascynacja dziadka. Szybko nauczył się obsługi komputera i korzystania z sieci. Łączył w sobie zamiłowanie do przeszłości z ciekawością współczesności. Jeszcze dwa dni temu wieczorem długo rozmawiali. Feliks leżał już w łóżku. Powiedział mu, że gorzej się czuje i że już na niego czas. Żeby się nie martwił i dbał o siebie jak zostanie sam. Na pewno sobie dasz radę Janku. To były ostatnie słowa Feliksa. Rano już się nie obudził.

Przy ognisku..

Rządząca Krajem od kilku lat Partia Prawdziwych Patriotów kierowana przez Prezesa Jazanic Nieodpowiadam zniszczyła skutecznie mechanizmy i struktury państwa demokratycznego. W kraju szerzył się terror grup neofaszystowskich i armii zielonych ludzików, którzy coraz częściej wieczorami zaczepiali ludzi. Policja aktów agresji tych grup nie zauważała, natomiast pilnie legitymowała, usuwała 
i aresztowała demonstrujących przeciwników nowego ładu.

A poza tym nic na działkach się nie dzieje… 

dzialkaPracowniczy Ogród Działkowy, działka, ogródek działkowy, a obecnie Rodzinny Ogród Działkowy to niezależnie od nazwy kawałek ziemi, ogrodzony, lub nie, z domkiem, lub bez, za to zawsze z jakąś roślinnością. Działka to miejsce ciężkiej pracy, wypoczynku i relaksu, lub tylko wypoczynku i relaksu wśród nieskoszonej trawy i wybujałych chwastów irytujących sąsiadów. Różne są działki, tak jak różni ich posiadacze.

Skąd brać radość?

     Skąd brać radość? Pytanie wyzwanie. Nie ma nań jednoznacznej odpowiedzi. Myślę sobie, że źródeł radości jest tyle ilu ludzi na świecie. Jeszcze pewnie każdy z nich ma przynajmniej kilka powodów do radości, albo sposobów by stan radości w sobie wzbudzić. No bo na przykład:
Można przejść szybkim krokiem przez pasy, można też na nich zwolnić rozglądając się radośnie wokół.
Można wózek po zakupach odprowadzić na miejsce, można też zostawić go na parkingu najlepiej na środku

Piękno

    Piękno jest w nas. Rodzimy się genetycznie zaprogramowani, niepowtarzalni jedyni w swoim rodzaju. Nie znamy kompleksów i ograniczeń. Możemy wszystko, jesteśmy wspaniali. Uczymy się poruszać w nowym świecie. W procesie tym stopniowo poznajemy zakazy, nakazy i różne opinie na nasz temat. Jesteśmy kształtowani według widzimisię i przekonania dorosłych o tym co jest dla nas dobre i jacy powinniśmy być. Niektórzy, o buntowniczej naturze, nie poddają się tej tresurze i żyją wbrew niej po swojemu. Inni dopiero w dorosłym, samodzielnym życiu potrafią odzyskać piękno z którym się urodzili. Pozostałym mija życie w uzależnieniu, niemożności podejmowania decyzji i porównywaniu się z otoczeniem.

 Czy pieniądze dają szczęście?

W losowaniu Lotto z kumulacją do wygrania było siedem milionów złotych. Padły dwie szóstki. Dwie osoby wygrały po trzy i pół miliona złotych.

Dla Joanny i Marka ostatnia sobota była szczególną. W końcu po tylu latach systematycznej gry w Lotto na stałe numery uśmiechnęło się do nich szczęście. Otworzyli butelkę wina, tego co to na specjalne okazje i spędzili przy nim wieczór planując wykorzystanie pieniędzy. Poszło im szybko. Przed laty gdy dostali w pracy pierwsze premie postanowili, że wszystkie dodatkowe pieniądze będą inwestowane.

Bzyk

Kochać się, kopulować, seksić się, uprawiać seks, współżyć, dzielić z kimś łoże, grzeszyć z kimś, odbywać stosunek płciowy, sypiać, żyć z kimś, mieć stosunek, mieć z kimś seks, ciupciać, bzykać, pukać, tentegować, trykać, pieprzyć, dymać, chędożyć i wiele jeszcze innych określeń funkcjonuje dla opisania podstawowego dążenia człowieka, jakim jest przekazanie genów następnym pokoleniom. O ile słownictwo opisujące tę czynność, często wulgarne, jest bogate to wiedza na temat techniki i fizjologii tematu uboga. Dopiero od końca lat siedemdziesiątych minionego wieku badania nad fizjologią seksu zaczęły powoli wychodzić z podziemia. Wcześniej naukowcami rządził strach przed opinią publiczną, nietolerancją religijną, presją polityczną, bigoterią i uprzedzeniami, tak w świecie nauki jak i poza nim. Tajemnice naszej seksualności i badania prowadzone przez naukowców opisuje obszernie Mary Roach w swej książce pod tytułem „Bzyk”.

Seks

Od rozstania z Marcinem minęły trzy samotne lata. Ten weekend postanowiła spędzić w towarzystwie. Może pozna kogoś wartego zaproszenia do niej na kolację ze śniadaniem. Ucieszył ją telefon od Moniki z propozycją wspólnego wyjścia. We dwójkę zawsze raźniej. Umówiły się przed wejściem. Bez trudu przeszły selekcję na bramce. Znalazły wolny stolik w rogu sali. Po chwili Monika tańczyła z wysokim, szczupłym Hiszpanem. Sonia została sama. Rozglądała się po sali.
- Czy mogę panią prosić do tańca?
Nie zauważyła jak podszedł do niej. Jej wzrostu, szczupły, śniady, ciemnowłosy. Jasno niebieskie uśmiechnięte oczy nie pasowały do jego południowej urody. Spodobał się jej. Wstała. Poprowadził ja na parkiet. Zaczęli tańczyć i tańczyli tak jak by tańczyli razem od zawsze. Przetańczyli pierwszą turę. Odwiedzili bar. Wypili drinki. Potem kolejne tury tańców i kolejne rozmowy przy barze. Opowiadał ciekawie o swoich podróżach i słuchał z uwagą opowieści Soni.

DSC02665Mój rajski ogród, rzecz niekoniecznie o drzewach

W rajskim ogrodzie pojawił się po raz pierwszy we wtorek dwunastego sierpnia przed kilkudziesięciu laty. Nie wiadomo czy to było rano, w południe, wieczorem czy w nocy. Kiedyś to go nie interesowało, dziś nie ma kogo zapytać.

Przypadek i humor

      Przypadek bladym świtem wyruszył do ludzi. Był dziś w wyjątkowo kiepskim nastroju. Szukał ofiar.
Pierwszą był uśmiechnięty, szybko idący piekarz. Przeoczył dziurę w chodniku, upadł i już nie był uśmiechnięty. Potem, podśpiewująca radośnie kobieta krojąca wędlinę. Ostry nóż trafił w palec. Polała się krew i łzy. Radosny śpiew zamienił się w płacz. Następnie w taksówce spieszącej na lotnisko trafił dublet. Kierowca z pasażerem wesoło rozmawiali. Pogoda była piękna, do odlotu niewielka rezerwa czasowa. W perspektywie weekend w Paryżu. Awaria prawej przedniej opony przerwała radosną konwersację. Zastąpiło ją nerwowe wymienianie koła, poszukiwanie innej taksówki i niesalonowa wymiana zdań. Kolejną była uśmiechnięta do swego smartfona dziewczyna. Wpatrzona w niego i zajęta pisaniem nie zauważyła fontanny fundując sobie i smartfonowi kąpiel. Wyglądała żałośnie cała mokra z ociekającym wodą smartfonem w ręce.

   Poranki  czy  Wieczory

Poranki, czy wieczory. Nie ma odpowiedzi, bo nie sposób porównać i wybrać. Poranki, wieczory i to co pomiędzy nimi to przecież nasze życie. Biegnie sobie ono według scenariusza, który z większym lub mniejszym entuzjazmem realizujemy. Czasem wydaje się nam, że mamy nań jakiś wpływ i wtedy na sercu nam radośniej. Próbujemy planować, ustalać priorytety, cele. Dyrdymałki takie, bo ono i tak pójdzie swoją drogą.
Poranki, gdy zaczynają dzień w perspektywie radosny, są takie jak perspektywa. Jeśli jeszcze świeci słońce, to chce się żyć. Odmiennie, gdy budzi się dzień pełen trudnych zadań, niechcianych obowiązków czy niemiłych wizyt. Gdy za oknem ponurość to jedynym co przychodzi do głowy jest pozostanie w łóżku, jeszcze chwilę, jeszcze pięć minut jeszcze do 8;30. W końcu zwlekamy się z łóżka i bez entuzjazmu podejmujemy wyzwanie.
Podobnie z wieczorami. Po dniu radosnym, wieczór staramy się przedłużyć, przeżyć, miło wykorzystać. Po ciężkim, męczącym i stresującym najchętniej uciekamy od niego w sen.

Rankiem
Lubił ten poranny sobotni rytuał. Wstawał koło piątej. Niespieszna kawa na balkonie przy wtórze ptaków, mieszkańców budek i wnęk w murach kamienic otaczających podwórko.

1Wydoroślałem..

   Wracał z pracy nad ranem. Przychodził do mnie. Czasem pocałował, czasem pogłaskał po policzku. Delikatnie. Bywało, ze się budziłem. Pachniał cudownie zapachem nienazwanym. Tej pamiętnej nocy usłyszałem szelest i wyczułem ten zapach. Obudziłem się. Zobaczyłem, że nie ma świętego Mikołaja.
Mikołajowe doświadczenie rozbudziło podejrzenia wobec Aniołka, dostarczyciela prezentów pod choinkę. Zacząłem węszyć po różnych zakamarka mieszkania. Obserwowałem rodziców. W końcu dwa dni przed wigilią znalazłem prezenty w skrzyni z bielizną do prasowania.

Miałem wtedy siedem lat. Nagle wydoroślałem.

smutekTelefon

Stanął w drzwiach gabinetu. Twarz miał smutną, przerażoną. Sapał z wysiłku. Zdążyłem? – zapytał.
- Proszę wejść i usiąść.
- Ale czy zdążyłem?
- Niech pan siada. Nie zdążył pan. Pani Zofia odeszła przed godzina.
- Jak to odeszła?
- No, zmarła.
- Tak bardzo się starałem, ale to 600 kilometrów i korki po drodze. Wyjechałem zaraz po wiadomości od was. Patrzył na jego zmęczoną twarz, rozdygotane ręce i było mu żal. Żal Pani Zofii, która tak na niego czekała. Mówiła o nim często z czułością. Że on taki ważny, zapracowany i że go bardzo kocha i że nie widziała go od 8 lat. I, że teraz to już na pewno go zobaczy, bo przecież przyjedzie się z nią pożegnać. Mówiła mu już dwa razy, żeby tym razem przyjechał koniecznie.

obrazek46Mężczyźni

    My mężczyźni jesteśmy częścią rodzaju ludzkiego. Nasz w nim udział jest zmienny. W okresach pokoju i stabilizacji oscyluje w granicach 50 procent. Naszym głównym celem jest podtrzymanie gatunku czyli przekazanie naszych genów następnym pokoleniem. Od poczęcia jesteśmy uzależnieni od kobiet. W ich ciałach rozwijamy się, z nich przychodzimy na świat. One nas karmią chronią, uczą, wychowują. One kształtują nasze nawyki, pokazują co dobre, a co złe. One rozwijają lub tłumią nasze zainteresowania. To od nich, w dużej mierze, zależy jakimi będziemy partnerami, obywatelami, ludźmi. Od nich i tylko od nich zależy bardzo wiele.

Toteż Drogie Kobiety, Matki, Żony, Kochanki jeśli obok was są mężczyźni:

paczkaZ niecodziennika zdań kilka

17 grudnia 1982 - piątek
        Przyszły kolejne paczki od nieznanych nam Włochów z Rimini i okolic. W sumie w ostatnich dniach dostaliśmy ich dziesięć. W paczkach odzież, żywność, kosmetyki i proszki do prania. Zaopatrzenie dla nas i najbliższej rodziny na dłuższy czas. Wobec zbliżających się świąt szczególną radość sprawiły nam artykuły spożywcze oraz pisaki i kredki dla dzieci. Oliwa, kawa, herbata, bakalie czy też owoce w puszkach to produkty, których w naszych sklepach nie uświadczysz od lat. Króluje w nich jedynie na pustych półkach ocet. Ten wieczny brak podstawowych towarów jest przytłaczający.

kobietyKobiety

Kobiety - część ludzkości. To one pracują na dwa etaty. Na jednym z nich bez wynagrodzenia i zabezpieczenia emerytalnego. To one ponoszą trudy urodzenia i wychowania potomstwa. Kobiety: piękne bardziej i mniej, boginie i jędze, matki, żony, kochanki i przyjaciółki. Czasem oparcie dla zagubionych i nieporadnych, a czasem ofiary swoich brutalnych mężczyzn. Kobiety, ważniejsza część ludzkości.
Odkąd pamiętam kobiety towarzyszyły mi zawsze. W końcu powstałem i rozwijałem się w łonie kobiety. Najważniejsze moje kobiety to Babcia, Mama, Żona, Córki i Wnuczka. Najważniejsze lecz nie jedyne. Zawsze interesował mnie ród niewieści. Starałem się go oswoić, poznać i zrozumieć.

kac1Kilka słów o przemijaniu…

Miło tu. Sympatycznie. Dobrze, że przyszedłem. Pyszne jedzenie, wódeczka schłodzona, muzyka nienachalna. Towarzystwo też niczego sobie. A ta zgrabna blondyneczka, taka w tańcu przytulna. No, nieźle jest. To jeszcze jedna i kolejna. Która to już? Trzeba zastopować. Już dość. Coś mi się tak świat rozmywa. Wracam do domu, nie ma co.
Byle dotrwać, dojechać. Jak nie wytrzymam, to taksiarz mnie zabije. No, już wysiadam. Nie, nie trzeba reszty. To miło, że pan dziękuje. Te schody, po diabła ich tyle i takie szerokie. Gdzie te klucze cholera? Dzwonię.
- Co tobie, takiś blady?
- Nic, nic ja tylko…

Od początku do końca

Trafili na siebie podczas przyjęcia. Zaczęli się spotykać, poznawać. Coraz bliżej i bliżej. Pierwsze pocałunki, narastająca bliskość. Dwoista jedność. Spełnienie. Szaleńczy wyścig do celu. Jeden zwycięski dociera i łączy się. Pozostałe giną, już niepotrzebne. Powstaje pierwsza komórka. Dzieli się, potem następna, następna i kolejne. Powstaje życie. Mijają dni, tygodnie, miesiące. Ciepło, bezpiecznie, spokojnie.
Nagle ucisk, parcie, wypychanie. Wokół zimno, jasno, nieprzyjemnie. Pierwszy krzyk. Pierwszy ból. Pierwsze przytulenie. Cichy miły głos, ukojenie głodu, uspokojenie. A potem już stale coś pierwszy raz. Potem kolejne, już znajome, powtarzalne. I znów coś nowego, przedszkole, szkoła, studia, praca. W międzyczasie pierwsze zauroczenia, pierwsze zadurzenia. Poznawanie, szukanie zrozumienia i akceptacji. Pierwsza miłość. Pierwsze i nie opuszczę cię aż do śmierci. Pierwsze dziecko, potem następne. Pierwsza kłótnia. Pierwsze pogodzenie. Potem to już wiadomo. Powoli rutyna. Powtarzalne rytuały. Przyzwyczajenie?

ubraniaNoworoczne postanowienia

Kolejny dzień realizacji noworocznych postanowień. Dziś porządkowanie szafy z ubraniami. Po kiepskich wynikach wczorajszego przeglądu biblioteki jestem zdeterminowany na sukces w usuwaniu ciucho-nadmiaru. Szafa opróżniona. Duży worek na rzeczy do przekazania potrzebującym przygotowany. Nic mnie nie powstrzyma. Do roboty.

Najpierw ubrania. Garnitur w morskim kolorze. Kupiłem go w 1995 roku na spotkanie koleżeńskie w trzydziestolecie matury. Nie mam pojęcia dlaczego. Kolor morski nigdy mi się nie podobał, a dodatkowo materiał kiepski, mnący się. Ubrałem go najwyżej cztery razy. Do worka. Razem z morską koszulą i zielonkawym krawatem. No, może nie. To taki w sumie ciekawy komplet.

opłatekSamotna Wigilia

Siedziała w fotelu patrząc na ubraną choinkę. Stała jak zawsze w rogu pokoju. W miejscu wybranym przed dwudziestu laty. Przyjechali tu, gdy przenieśli męża służbowo do tej dziury na północy kraju. Jak na wygnanie. Kilkaset kilometrów od rodzinnego miasta, znajomych, przyjaciół i bliskich. Początkowo jakoś sobie radzili. Poznali kilka rodzin. Spotykali się. Potem dzieci założyły rodziny i wyjechały. Potem zmarł mąż. Została sama. Po śmierci męża wspólni znajomi odsunęli się od niej. Poprzednie dwie wigilie spędziła samotnie. Tę miała nadzieję spędzić z rodziną. Wszystko przygotowała, jak zawsze, gdy byli jeszcze z dziećmi. Kupiła prezenty pod choinkę. Nakryła stół. Miała nadzieję, że będzie jak dawniej. Jeszcze przed chwilą. Teraz już nie ma. Właśnie listonosz przyniósł listy od dzieci z życzeniami

W lesie

Szedł już długo. Dawno minął strumień na którym zwykle kończył samotne wędrówki po lesie. Był wściekły, rozżalony, smutny. Tym razem ojciec przesadził. Jak mógł mu tak powiedzieć. Przecież chciał dobrze. Wszystko jest do kitu. Nie chcę tak dłużej. Las gęstniał, szumiał złowrogo, ciemniało. Czuł niepokój potęgowany jego odgłosami. Jakieś pohukiwania, trzaski, jęki. Pierwszy raz był sam tak daleko. Powoli wściekłość ustępowała a z nią znikała odwaga i determinacja. Chciał wrócić. Tylko jak. Usiadł na pniu powalonego drzewa. Rozglądał się próbując przypomnieć sobie drogę. Nie pamiętał skąd przyszedł. Co teraz?
Nagle zza drzewa po drugiej stroni polanki wyskoczył zajączek. Mały taki. Miał szaro rudą sierść i jedno uszko klapnięte. Wyglądał zabawnie i przyjaźnie. Przykicał do chłopca. Popatrzył ciemnymi oczkami na niego i odbiegł kawałek. Zatrzymał się. Po chwili wrócił i znowu odbiegł. Wyraźnie zapraszał. Poszedł za nim. Minęli wysoką skałę i doszli do polanki na końcu której stała chatka. Kicek – bo tak nazwał zajączka pobiegł przodem i już był pod chatką. Poszedł za nim. Drzwi, gdy stanął przed nimi, otworzyły się gościnnie. Wszedł.

Teksty z warsztatów literackich

Czas – życie płynie
Pierwsze spotkanie. Pierwsze spojrzenie. Pierwszy spacer. Zachwyty, zauroczenia. Połączone myśli, oddechy, ciała. Potem legalizacja. Obietnica, że nie opuścimy się aż do śmierci. Potem dzień za dniem. Praca, obowiązki, dzieci. Próby zachowania, ocalenia tych pierwszych chwil coraz trudniejsze. Rutyna. Codzienne powtarzalne czynności. Kłótnie o drobiazgi, nieumiejętność porozumienia. Obojętność. Czas płynie. Dzieci dorosłe. Rozwijamy się. Znajdujemy wspólny język sprzed lat. Nabieramy dystansu. Już wiemy, że w sprawach błahych lepiej mieć święty spokój niż rację. Ustępujemy. Rozumiemy przyzwyczajenia i ograniczenia. Coraz częściej i dłużej rozmawiamy. Niektóre nasze zachowania irytujące przed laty dziś budzą uśmiech, a czasem czułość pewną. Wiele wspólnych przeżyć, rytuałów i słów szyfrów. Pięknie, spokojnie, bezpiecznie. Razem.
I tylko czasem, gdy perorując próbuję innym przekazać swoje mądrości życiowe, patrzysz na mnie z wyrazem twarzy wietrzącej jakiś niecnotliwy zapach, a w oczach masz politowanie. I wtedy, wyłącznie wtedy, budzisz we mnie żądzę mordu.

SEN

Stoję u stóp góry. Mam na jej szczycie umieścić kulę wielkości niedużej piłki, szarą, elastyczną, ciepłą. Toczę kulę, która za każdym krokiem powiększa się. Jest coraz cięższa, cieplejsza, lepka. Szczyt tuż, tuż. Nie daję rady. Odwracam się i uciekam. Kula za mną. Jest coraz bliżej. Budzę się przerażony i zlany potem. Jest mi zimno. Drżę. Wokół ciemno, cicho. Słyszę spokojne oddechy matki i brata. Powoli uspokajam się. Boję się zasnąć. W końcu usypiam.
I tak co noc, co kilka nocy. Nieregularnie. Zawsze tak samo. Nagle spokój. Nie przychodzi przez wiele lat. Pojawia się znów w okresie egzaminów do Liceum. Towarzyszy mi przez miesiąc wakacji. I znika. Wraca ponownie na kilka tygodni przy egzaminach na studia. Potem przy magisterium. Następnie przy podjęciu pracy na uczelni. Potem przy doktoracie i po nim jeszcze kilka razy. Zawsze gdy zmieniam coś w swym życiu zawodowym.

W dzieciństwie był to koszmar. Przy kolejnych kontaktach trauma malała. Oswajałem go, albo on mnie oswajał. Nie wiem. Zastanawiam się tylko, dziś z perspektywy czasu, czy nie był to przypadkiem sen determinujący, proroczy.

 

ŚMIECH

Śmiech powstaje w centralnym układzie nerwowym. Jest spontaniczną reakcją, niezależną od naszej woli lub działaniem przez nas zaplanowanym. Poprawia krwiobieg, przyspiesza bicie serca i krążenie krwi, dzięki czemu organizm otrzymuje więcej tlenu. Aktywizuje nie tylko mięśnie brzucha, ale i twarzy. Człowiek zwykle oddycha bardzo płytko i tylko górną częścią płuc, zatem wdycha niewielką ilość powietrza, więc organizm jest słabo dotleniony. Tymczasem śmiejąc się, podczas jednego wdechu pobieramy nie pół, ale aż półtora litra powietrza. Poprawia się koncentracja, sprawność i refleks. Śmiech pobudza układ odpornościowy, hamuje wydzielania hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu. Zwiększa wydzielanie endorfin (zwanych hormonami szczęścia), łagodzi bóle głowy i mięśni. Przyspiesza też trawienie i pobudza przemianę materii. Skurcze mięśni korzystnie wpływają na pracę śledziony, wątroby i jelit. Gdy śmiejesz się przez dłuższą chwilę, wprawiasz w ruch wszystkie mięśnie tułowia. Mięśnie te są w tym czasie dotleniane. Nie tylko poprawia się twoje samopoczucie, ale korzystnie wpływa to na stan twojego zdrowia fizycznego. Dlatego też należy się śmiać jak najczęściej.
Śmiech to zdrowie.

Ulubiony wiersz

Ulubiony wiersz. Było ich wiele na poszczególnych etapach życia. Odeszły w zapomnienie moje fascynacje poezją Marii Pawlikowskiej –Jasnorzewskiej, Juliana Tuwima, czy też Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Wraz z upływem czasu zmieniały się moje zainteresowania potrzeby i podejście do wielu spraw. Do życia w szczególności. Zacząłem zauważać jego ulotność, niepowtarzalność i fakt iż nie należy traktować go zbyt poważnie. Stąd już blisko mi było do twórczości Andrzeja Waligórskiego przedstawiającej życiowe scenariusze i przesłania z przymrużeniem oka w formie żartobliwej, lekkiej, czasami frywolnej, jak chociażby w Bajeczkach Babci Pimpusiowej. Oto jedna z nich:
Zapylała raz pszczółka jakiegoś badyla,
Wtem czuje, że od tyłu też ją ktoś zapyla.
Patrzy się, a to truteń, niejaki Zenobi.
Morał - rób dobrze innym, tobie też ktoś zrobi.

Najważniejsze pytanie

Z kilkoma ważnymi pytaniami zmagałem się w życiu. Myślę, że już znalazłem na nie odpowiedzi. O tym, moim zdaniem, najważniejszym nie chcę pisać jest zbyt osobiste. Napiszę więc o drugim w kolejności. Brzmi ono: Jak żyć? Wydaje się proste i zapewne każdy poda co najmniej kilka recept – odpowiedzi. Wszystkie z nich będą uprawnione poparte wychowaniem i własnymi przeżyciami odpowiadającego. Tak też zapewne jest i w moim przypadku. Jeśli pominę proste recepty w stylu uczciwie, pracowicie, i tak dalej; szczególnie ważne wydają mi się dwie konstatacje.

Po pierwsze, w zgodzie z sobą. Przy pełnej akceptacji swych niedoskonałości, wad i braków. Lubiąc i chwaląc się za osiągnięcia i sukcesy zaś z konstruktywną krytyką podchodząc do popełnianych błędów. Być przede wszystkim uczciwym wobec siebie.

Po wtóre, warto być egoistą. Wszystko, co się robi w życiu trzeba robić dla siebie, z potrzeby własnego serca, ciała i umysłu uważając jedynie, by nie krzywdzić innych. Przy takim nastawieniu, to co robimy w zgodzie z sobą i dla siebie, będzie również lepsze dla otoczenia. Niech „chcę", zastąpi „muszę". Nie ma nic gorszego niż świadczenia dla innych z poczucia obowiązku, litości, bo tak wypada, bo co ludzie powiedzą itp.

praca1

Dwóch ich miałem

Dwóch ich miałem. Dwóch na jednego rozpoczynającego pracę, świeżo upieczonego, magistra. Dwóch różnych wiekiem, doświadczeniem, kulturą i stylem kierowania zespołem.
Pierwszym był profesor. Urodzony na kresach wschodnich, absolwent Politechniki Lwowskiej, specjalista z zakresu surowców i technologii materiałów ceramicznych. Był kierownikiem Katedry. Poznałem go już podczas studiów uczęszczając na prowadzone przez niego wykłady oraz wycieczki technologiczne. Te wycieczki to było coś wspaniałego. Wyjeżdżaliśmy na cały tydzień w objazd po Polsce i odwiedzaliśmy różne zakłady produkcyjne poznając praktycznie technologię, maszyny i urządzenia. „Dziadek", bo tak go nazywaliśmy, był w branży wśród pracowników przemysłu powszechnie znany i lubiany. Przyjazd z nim lub z jego rekomendacji do zakładu gwarantował serdeczne przyjęcie, smaczny poczęstunek i dużą dawkę wiedzy praktycznej. Przy okazji poznawaliśmy ludzi z przemysłu, podróżujących z nami asystentów i siebie.

Wystarczy jedna chwila

Mieszkała gdzieś w Polsce, w oddalonej od wsi, samotnej chałupie pod lasem. Zwali ją Babka. Nikt już nie pamiętał jej imienia i nazwiska, choć wszyscy mieszkańcy bywali u niej. Odwiedzali ją z problemami, nie tylko zdrowotnymi. Zawsze pomagała dobrą radą, zamawianiem lub miksturami, przyrządzanymi według własnych receptur. Była od zawsze. Zmarła nagle, w dzień po wysłaniu listu.
On przyjechał na jej pogrzeb. Pokłócił się z proboszczem, który nie chciał pochować Babki na cmentarzu parafialnym, gdyż nie chodziła do kościoła. Jakoś go przekonał. Pochowano ją pod murem cmentarnym. „Wieś" odetchnęła. Po pogrzebie wyjechał. Wrócił po pół roku. Przyjechał na motorze. Rzeczy miał mało. Domu Babki nie remontował tylko zamieszkał. Jedyna zmiana, którą wiejskie dzieciaki szybko zauważyły to drut rozciągnięty od dachu domu do wysokich sosen stojących opodal. Józek, miejscowa złota rączka mówił, że to antena. Był wysoki, szczupły, niebieskooki o smagłej cerze. I jeszcze włosy. Taki czub przez środek wygolonej po bokach głowy, w dodatku kolorowy, farbowany. Miejscowi przezwali go Cipiór. Do wsi zachodził rzadko, tylko do sklepu lub na pocztę. W kościele i na wiejskich imprezach nie bywał. Zagadnięty uprzejmie odpowiadał, uśmiechał się, ale nie podtrzymywał rozmowy. Odchodził. Żył we wsi, ale nie z wsią. Był obcy. Nie szukał kontaktu. W końcu dali mu spokój. A on chyba tego chciał.

Najstarszy zawód świata

Prostytucja – najstarszy zawód świata jak powszechnie przyjęto. Zawód, którego początku można doszukiwać się w starożytnych świątyniach. Zawód, którego historia, jest zarazem historią ludzkości. Zawód, podobnie jak osoby go uprawiające, negatywnie oceniany. Dla mnie ta negatywna ocena nie jest taka oczywista. Słuchając jednoznacznych stereotypowych ocen wygłaszanych często przez hipokrytów zastanawiam się co wiedzą o osobie którą tak jednoznacznie oceniają, czy wiedzą dlaczego zajęła się prostytucją, czy znają jej motywacje. Czy jej praca to świadomy cyniczny wybór, czy też przymus ekonomiczny lub fizyczny. Myślę, że historia każdego człowieka jest odrębna i tak winna być rozpatrywana, a ja więcej mam szacunku dla prostytutki wykonującej dobrze swój ciężki zawód niż dla prostytuujących się polityków, naukowców, dziennikarzy i przedstawicieli innych zawodów, którzy dla doraźnych korzyści postępują nieetycznie.
Najstarszy zawód świata to prostytucja. Takie schematyczne, stereotypowe podejście jest zawężeniem pojęcia rzeczywistego najstarszego zawodu świata, czyli zawodu sprzedawcy. To ta profesja w szerokim rozumieniu jest najstarszym zawodem świata. Uprawiają go wszyscy niemalże od narodzin do kresu swych dni. Transakcja kupna sprzedaży w powszechnym rozumieniu jest jednoznacznie przypisana wymianie dóbr bądź usług pomiędzy kupującym i sprzedającym, ale czy wyłącznie?

W poszukiwaniu złocistej samotności

00 morze3Powstajemy z bliskości. Rozwijamy się w niepowtarzalnej bliskości. Przychodzimy na świat i towarzyszy nam samotność. Pierwszy z nią kontakt mamy w niemowlęctwie, gdy nie czujemy, nie słyszymy koło siebie matki. Nie pamiętam jak to było wyobrażam sobie jednak, że strasznie, tak strasznie, że koniecznie trzeba było zareagować przeraźliwym płaczem. Zadziałało i tak nauczyłem się radzić sobie z niemowlęcą samotnością. To doświadczenie i umiejętności radzenia sobie z samotnością wraz z moim dorastaniem i rozwojem zmieniało się. Dziś wiem już, że samotność towarzyszy nam w życiu bardzo często, a w niektórych sytuacjach i przy podejmowaniu osobistych decyzji zawsze jesteśmy samotni.
Gdy patrzę wstecz to samotność nie była dla mnie wielkim problemem, więcej często jej szukałem. Lubię zwłaszcza, wraz z wiekiem coraz bardziej, chwile mej złocistej samotności. Chwile gdy jestem sam, nic nie muszę, albo postanowiłem, że nie muszę i mogę myśleć, wspominać, planować lub czytać. Dobrze gdy świeci słońce, gdy można siedzieć pod drzewem słuchać przyrody. To są te szczęśliwe chwile samotności. Są też inne.

A1Twarze wokół nas

Twarze. Otaczają nas przez całe życie. Są wszechobecne od chwili naszych narodzin aż do śmierci. Każdy z nas w życiu rejestruje ich świadomie bądź nieświadomie dziesiątki, setki, tysiące - ilości niepoliczalne. Niepoliczalne gdyż nasze mózgi rejestrują wszystkie, a tylko niektóre z nich wracają do nas w naszych wspomnieniach, snach czy marzeniach. Cześć z nich jest dla nas obojętna, część zaś bardzo ważna.
Najważniejsze to twarze naszych bliskich tych, z którymi obcujemy obecnie i tych którzy odeszli wracając do nas w naszych wspomnieniach i snach. Potem twarze naszego dzieciństwa i młodości pamiętane ze szkół, domów kultury, uczelni, obozów, kolonii, rajdów to koledzy, przyjaciele, pierwsze sympatie i miłości, a także nauczyciele i wychowawcy.

Moje nałogi

Alkohol – z nim miałem do czynienia już jako kilkuletni dzieciak. Mój Ojciec nie stronił od alkoholu szczególnie zaś lubił piwo. Zdarzało się, że tego złocistego napoju zabrakło i brak ten trzeba było niezwłocznie uzupełnić. Wtedy dostawałem szaroniebieski emaliowany dzbanek i polecenie przyniesienia piwa. Wędrowałem z tym dzbankiem kilkadziesiąt metrów do Restauracji Pod Filarkami, mieszczącej się na rogu ulic Dietla i Starowiślnej. Ponieważ byłem tam już znany barman napełniał dzbanek i wracałem z nim do domu. Początkowo te spacery były dla mnie dużym przeżyciem czułem się odpowiedzialnym i byłem dumny, później stały się rutyną a następnie wyrosłem i przestałem być „donosicielem". Moment ten nastąpił po próbie obrzydzenia mi alkoholu jaką mój Ojciec podjął gdy miałem dwanaście lat. Nie podpijałem przynoszonego piwa.

schwartz chCzarny charakter  - przewrotny i zły bohater utworu literackiego, komiksowego, scenicznego lub filmowego, często będący kołem zamachowym intrygi. Motywy czarnych charakterów są różnorodne. Najczęściej kieruje nimi chęć wzbogacenia się, żądza władzy lub zemsty. Motywem może być również szaleństwo spowodowane traumatycznym wydarzeniem, bądź brak wyboru.
Tyle definicja, moim zdaniem niepełna, ograniczając się do sztuki pomija znaczną część naszego życia, w którym , śmiem twierdzić buszują różne czarne charaktery, psując jego jakość. Spytacie, kto to taki. Jak się zastanowicie, to sami ich znajdziecie i myślę, że przyznacie mi rację.
Występują w dwu grupach: jawnej i anonimowej. Niektórzy często pod oboma postaciami. Wywodzą się z różnych grup społecznych i różnych profesji. Jawni są nam znani z twarzy i nazwiska, można do nich dotrzeć i uzyskać o nich informację, można próbować podjąć z nimi dialog lub się im przeciwstawić.

Bohaterowie codzienności

Rozglądając się w masie otaczających nas ludzi trudno wypatrzyć bohaterów, częściej dają się zauważyć destruktorzy codzienności. Wiecznie narzekający, z wszystkiego niezadowoleni, mający wszystko lepsze i najmądrzejszy na świecie. Tacy, którzy są udręką ducha. O nich też częściej słyszymy w mediach. Przykre to, ale normalność i pozytywne działanie jest w naszych czasach niemedialne, nie sprzedaje się. Jaki to news, że dwójka rodziców wychowała i wykształciła na porządnych ludzi czwórkę lub więcej dzieciaków. Natomiast informacja, że pijana matka zabiła noworodka to dopiero news. Dowiemy się o tym ze wszystkich dzienników telewizyjnych, serwisów radiowych i internetowych, a także przeczytamy we wszystkich gazetach i czasopismach.

Wypatrzyć bohaterów jest trudniej.

przyjazn2O przyjaźni słów kilka
- - - - - - - - -  Przyjaźń nie pojawia się nagle, jak miłość od pierwszego wejrzenia.  Z racji swych cech: dobrowolności, równości partnerów ich wzajemnego szacunku, zaufania, pomocy, wyrozumiałości, wsparcia, empatii, tolerancji, wspólnych zainteresowań i umiejętności przebaczania, wymaga czasu i cierpliwości. Często budujemy ją całe życie, bo tylko czas może jej trwałość i jakość zweryfikować. To wieloletnie budowanie wydaje mi się najistotniejsze. Bo przyjaźń wymaga wzajemności, a mocno przereklamowana miłość - niekoniecznie.
Najczęściej mówi się o przyjaźni miedzy osobami tej samej płci opartej na wspólnocie zainteresowań, celów, podobieństwach charakterów i wielu innych elementach, rzadziej o przyjaźni kobiety i mężczyzny, choć i takie zapewne się zdarzają.

Dawać, czy nie dawać...?

Podeszła do mnie na ulicy kobieta w średnim wieku z prośbą o pieniądze na bilet tramwajowy, bo nie ma jak dojechać do córki, która mieszka w Bronowicach. Wyglądała porządnie i przekonywująco. Dałem, życząc dobrej drogi. Za kilkanaście minut spotkałem ją ponownie. Zwróciła się do mnie z tą samą prośbą. Nawet zbytnio się nie speszyła na uwagę, że powinna już jechać do córki, bo przecież na bilet dostała. Powiedziała: "Przepraszam, nie zapamiętałam Pana". I odeszła po pieniądze na kolejny bilet. Czułem się kiepsko, oszukany.

Kiedyś, gdy przechodziłem przez Plac Dworcowy podszedł do mnie mężczyzna z prośbą o pieniądze na jedzenie. Odpowiedziałem, że nie dam Mu pieniędzy natomiast mogę kupić coś do jedzenia. Nie był z tej oferty zadowolony.

Moje wagary

Kiedy to było ?!  Usiłuję przypomnieć sobie jakieś szczególne warte opisania i nic nie przychodzi mi do głowy. Pewnie dlatego, że rzadko wagarowałem. W szkole podstawowej do klasy 7-ej byłem bardzo zdyscyplinowanym uczniem. Dopiero w 7. klasie, gdy zostałem kinomaniakiem, zdarzało mi się wybrać poranek w którymś z krakowskich kin zamiast lekcji w szkole.
Ten ranek był piękny, słoneczny, majowy. W perspektywie klasówka z historii i fizyki, albo wyprawa ze Staszkiem do kina na film „I bóg stworzył kobietę" z udziałem Brigitte Bardot. Wiadomo, co wybrałem. Wprawdzie film zaczynał się o 11.00, ale już o 9.00 spotkaliśmy się pod Adasiem.

Moja Polska, to kraj ludzi szczęśliwych

Moja Polska, to kraj ludzi szczęśliwych, uczynnych, pracowitych, życzliwych, gościnnych, akceptujących różnice poglądów, zachowań i religii. To kraj obywateli i społeczników. To wspólnota ludzi solidarnych o różnym statusie materialnym, zróżnicowanych poglądach, często spierających się, ale w sprawach zasadniczych konsekwentnie dążących do konsensusu w imię wspólnego dobra.
Moją Polskę tworzą silnie zintegrowane społeczności lokalne, małe ojczyzny. Są one zarządzane przez ludzi wybranych spośród nich przy bardzo wysokiej frekwencji. Na tym szczeblu wybierane są osoby znane i szanowane w swoim środowisku, najczęściej bezpartyjne.

Gałczyński i szczęście,
tak w ogóle

Kajak i kretyn

Kretyn spływał w kajaku na rzece,
uśmiechnięty, szczęśliwy jak świnia,
A że kretyn był, więc z istoty rzeczy
Za każdym kilometrem kretyniał.
Niebo było czyste, bez chmurek,
Rzeka niebieska i krzywa.
I wołali źli ludzie, co się wspięli na pagórek:
- Ach, spójrzcie, to kretyn spływa.
Na brzeg wyszła żona w wianku z konwalii,
Wyszedł szwagier z całą rodziną
I płakali, i ręce załamywali,
A kretyn płynął i płynął.

Limeryki, moskaliki, lepieje

Pewna dziewka ze Zwierzyńca

Miała chęć na mnicha z Tyńca

Ale, że Wisła wylała

To się doń nie dostała

Więc z rozpaczy wywinęła młyńca.
---

Jedna poetka z Krakowa,

Była na Nobla gotowa

Nobla Szymborskiej przyznano

A ją wciąż pomijano

I od tego bolała ją głowa.

Mój Kraków magiczny,
a może nie ?

Kraków, moje miasto. Miasto moich narodzin, szkoły studiów pracy, mojego życia. Wydawałoby się, że znam je doskonale a tymczasem stale mnie czymś zaskakuje. Gdy zastanawiam się gdzie tkwi jego magia nie znajduję odpowiedzi. Dla mnie magia Krakowa łączy się nierozerwalnie
z jego poznawaniem i życiem w nim. To plaża piaszczysta nad Wisła i kąpiele w niej. To przeprawa łódką spod Wawelu do Dębnik. To gra w zośkę czy jazda na łyżwach na lodowisku przed szkołą podstawową nr 16 przy Plantach Dietlowskich.

To krakowskie kina, które namiętnie odwiedzałem będąc w 7 klasie szkoły podstawowej, a wśród nich: Wanda, Sztuka, Apollo, Zuch, Wolność, Wisła, Melodia, Miniaturka, Uciecha.... dziś już nieistniejące. To krakowskie kawiarnie z ich niepowtarzalnym klimatem jak Fafik, Kolorowa, Noworolski, Jama Michalika czy Rio, kawiarnia niepowtarzalna utrzymująca swój klimat i markę do dziś. Mój pierwszy kontakt z teatrem. Był to Teatr Juliusza Słowackiego. Nie pamiętam sztuki na której byłem natomiast obraz opuszczanej stopniowo kurtyny Siemiradzkiego i wrażenie majestatu oraz niepowtarzalnego klimatu tego miejsca jest we mnie do dziś.

Stereotypy - zwalczać czy utrwalać?

Wstaję rano, idę do łazienki. Golę: się najpierw prawy policzek, potem lewy, szyja z lewej, potem z prawej strony. Ubieram się: koszula najpierw prawy rękaw, potem lewy, guziki zapinam od góry do dołu. Majtki: najpierw prawa nogawka, potem lewa, skarpetki podobnie prawa, lewa, marynarka tak jak koszula. Śniadanie. Mnóstwo powtarzalnych nawykowych czynności. Wychodzę
z domu. Biorę klucze z haczyka przy drzwiach gdzie wczoraj po przyjściu je powiesiłem. Idę lub jadę do pracy zwykle tą samą droga. Wieczorem, kiedy już nie powinienem, objadam się bo nie potrafię się oprzeć.

Wymarzone, niespełnione wakacje - Nieeeeee!!!


budda No wreszcie wyjeżdżam. Wszystko załatwiłem co było do załatwienia. Samochód zapakowany. Prezenty dla Staszka zabrane. Mogę jechać. Jeszcze wczoraj rano rozważałem przełożenie terminu wyjazdu, ale Staszek nie chciał o tym słyszeć. Powiedział, że wszystko ma załatwione i niczego nie będzie tym razem odwoływał.  Pojutrze wyjeżdżamy razem do Tajlandii na wycieczkę kupioną przez niego w niemieckim biurze podróży, za niewielkie jak na polskie ceny pieniądze. Nie dziwię się jego oburzeniu. W końcu już od trzech lat wyjeżdżamy na tę naszą wyprawę życia, która jak dotąd nie dochodziła do skutku z mojej przyczyny.

Tajemnica Filomeny

Film (reż. Stephen Frears) Tajemnica Filomeny to opowieść oparta na prawdziwej historii, która wydarzyła się w Irlandii. Tytułowa Filomena Lee (Judi Dench) jest religijną Irlandką, która w latach 50 minionego wieku, jako młoda niezamężna dziewczyna zaszła w ciążę. Rodzice zhańbioną córkę oddają do zakonu by tam urodziła dziecko i odpokutowała swą hańbę. Zakonnice przekazują jej dziecko do adopcji a Filomena przez całe swe dalsze życie wspomina i poszukuje bezskutecznie synka. Będąc już na emeryturze w 50 rocznicę urodzin swego syna postanawia go odnaleźć. Podejmowane przez nią wcześniej próby jego odszukania zaczynały się i kończyły w zakonie, który odmawiał jej pomocy. Nie znajdując zrozumienia u sióstr zakonnych decyduje się przerwać milczenie. Spotyka na swej drodze Martina Sixsmith'a (Steve Coogan) – błyskotliwego dziennikarza śledczego tropiącego polityczne skandale, który zainteresowany jej historią postanawia pomóc w poszukiwaniach.

Na grzbiecie słonia

slon- Popatrz Misiaczku, jak tu pięknie, jak miło kołysze i z wysoka dużo więcej widać.
- Tak, tak Myszko, miałaś wspaniały pomysł z tą podróżą.

„Wspaniały pomysł, co ja gadam! Chyba już całkiem zgłupiałem. Zachciało mi się zmian. Mogłem sobie siedzieć teraz w Krynicy z Zosią. Spacer deptakiem, kino, kawiarnia, to byłby największy wysiłek.
To nie, zachciało mi się zmian, rozwodu i młodszej żony. To teraz mam co chciałem. To już druga w tym roku szalona eskapada. Przed miesiącem musiałem tłuc się na wielbłądzie i zwiedzać piramidy, teraz te słonie, a to jeszcze nie koniec! W zimie wariatka planuje Alpy. Oszaleję! Skąd ja pieniądze i zdrowie na to wezmę? Już teraz ledwo zipię. Cholera, zachciało mi się zmian.

Podróże małe i duże 
- w Tatrach jesienią

 Jelen i łania 0812 Poranek ostatniego dnia naszych tatrzańskich wycieczek był ponury. Chmury zasłoniły zupełnie słońce było, wilgotno, chłodno i w sumie zapowiadał się nieciekawy dzień. Trochę zmęczeni dość forsownymi wyprawami minionych dni postanowiliśmy spędzić ten dzień mniej ambitnie. Marek, mój przyjaciel, współtowarzysz i człowiek obyty z Tatrami zaproponował: Kasprowy, a potem spacer na Kalatówki i Halę Kondratową. Kasprowy miał być „zdobyty" kolejką linową z Kuźnic, a Kalatówki i Kondratowa spacerem. Gdy zbliżaliśmy się do Kuźnic trochę zaczęło się przejaśniać. Kolejka do kolejki była krótka, tylko 20 minutowa.

Lew - mój znak zodiaku

lew  Lwy z reguły są optymistami. Nigdy nie przejmują się niepowodzeniami. Nie zatrzymują się, nie rozpaczają. Dumne, nawet w łachmanach, zawsze kroczą do przodu. Mają po prostu klasę.
Planetą, która sprawuje patronat nad tym znakiem jest Słońce. Według wiedzy astrologicznej Słońce odpowiada za siłę charakteru i osobowość. Osoby, które w horoskopie mają mocne Słońce, są zazwyczaj zaliczane do osób silnych psychicznie, nie ulegają łatwo wpływom innych ludzi, a ich osobowość nie ma cech neurotycznych. Nie ulegają także załamaniom nerwowym.
W negatywnym aspekcie ludzie urodzeni w „słabym Słońcu" stanowią ich przeciwieństwo. Są niezwykle podatni na neurozy i załamanie nerwowe, a ich życiu towarzyszą wciąż lęki i obawy. Lwy mogą być, zatem wielce dobroduszne i wspaniałomyślne, ale zarazem bardzo egoistyczne. Największa miłość Lwa - on sam...

Guido – Zabytkowa Kopalnia Węgla Kamiennego w Zabrzu

GuidoPomysł zwiedzania kopalni Guido wydał mi się mało atrakcyjny gdyż byłem już pod ziemią w dwu kopalniach – w Wieliczce i w Bochni, a ponadto termin kolidował z moimi wcześniejszymi zobowiązaniami. Mijały dni i pomysł wyjazdu do kopalni Guido, kopalni węgla kamiennego czyli prawdziwej kopalni, żył we mnie własnym życiem wykonując krecią robotę przekonywania. Zmieniły się okoliczności, zaplanowane w terminie wycieczki, zajęcia przesunęły się, a mój przyjaciel zgłosił chęć zwiedzenia kopalni i w ten to sposób zdecydowałem się i ja. I co, ano nie żałuję.

Barbarella słoneczna

Gdy odwiedzam moją córkę Magdalenę powtarza się pewien rytuał. Magda otwiera mi drzwi, witamy się, a następnie rozglądam się po mieszkaniu szukając wnuczki. Gdzie jest, czym się zajmuje, mówię coś głośno by zwrócić na siebie Jej uwagę. Nagle widzę Ją, siedzi na dywanie z klockiem w rączce. Patrzę na Nią, Ona podnosi głowę, nasze spojrzenia spotykają się. Patrzymy sobie w oczy. W jej oczach pojawia się uśmiech, który następnie ogarnia całą buźkę, śmieje się, głośno coś gaworzy i wędruje w moją stronę.

Ten moment pierwszego wzrokowego kontaktu i rodzący się uśmiech na Jej twarzy jest zachwycający. Jest ciepły i dobry jak słońce.

Podobnie jak mnie, Basia wita wszystkich, z małym wyjątkiem. Tym wyjątkiem jest jej 4-letni braciszek Rysiu, dla którego dodatkowo zarezerwowane są przejawy radości wyrażane całym ciałem.

Gdy obserwuję moje wnuki zachwyca mnie ich naturalność, spontaniczność i niewyczerpana energia a przede wszystkim ich radość z samego istnienia.

Królik po Berlińsku

• Dziki wolny królik
• Coraz mniej wolności, coraz więcej murów
• Króliki – żołnierze nie strzelają – zaufanie
• Króliki zrozumiały w końcu, że zamknięto je tu dla ich dobra
• Życie królików zbliżało się do ideału - spokój, brak wrogów dostatek jedzenia
• Zakłócenie praw natury
• Pojedyncze króliki indywidualiści kopią tunele pod murem, próbują opuścić raj, który nie jest ich rajem
• Bierność, apatia, brak wpływu
• Króliki żyjące w grupie nie są tak inteligentne jak indywidualiści
• Zmiana zwyczaju, strzelanie do królików – strach
• Zburzono mur - pojawiła się przestrzeń Króliki czuły się tak jakby im ktoś ją podarował – nie pamiętały, że wcześniej ktoś im to zabrał
• Pejzaż wielkiej łąki widoczny przez wybitą w murze dziurę

Te zdania wynotowałem oglądając film. Było to moje pierwsze z nim spotkanie, choć wcześniej wiedziałem o jego istnieniu.

Joomla Template - by Joomlage.com